Przedostatnie wiadomości
|
|
|
|
Dział komentarzy i recenzji Słowa kluczowe - Wiesław Babik Filozofia (w) fizyce - Jarosław Kukowski Komentarze o szkole i edukacji Komentarze związane z etyką i psychylogią
Filozofia
Blogi różne Dlaczego wolne oprogramowanie... Komentarze związane z etyką i psychologią Komentarze o szkole i edukacji
|
Dlaczego wolne oprogramowanie i zasoby świata?Dzisiaj uświadomiłem sobie jak wielkie znaczenie ma ruch wolnego oprogramowania. Do tej pory nie uświadamiałem sobie tego, a teraz ujrzałem problem w jasnym świetle. Wszystko przez drobną uwagę, jaką przeczytałem na jednym z blogów. Ktoś napisał, że jego Windows nagle zaczął wyświetlać informację o tym, że jest nielegalny. Użytkownik nie poczuwał się do bycia piratem, zgłosił sprawę do Microsoftu. I nawet nikt mu tam nie robił jakichś wyrzutów, ale ów użytkownik zdecydował się ostatecznie pożegnać z „jedynie słusznym oprogramowaniem M$” i zainstalować Linuksa. Wtedy mnie tknęło. Co mi najbardziej przeszkadza w mojej pracy? - Sformułowałbym to prostu – BRAK JASNOŚCI CO DO STATUSU INFORMACJI, OPROGRAMOWANIA. Nawet nie chodzi o już o cenę. Ostatecznie bym zapłacił za coś, co na zapłatę zasługuje. Najgorsze jest co innego – oto coś piszę, używam jakiego elementu gdzieś tam z zasobów świata i NIE WIEM, co mi wolno z tym zrobić. Podam przykład: chciałem opisać jeden z
komercyjnych programów. Do tego przydałyby się zrzuty ekranu z tego
programu. Wolno mi je zamieścić w swojej (komercyjnej) publikacji?...
Ale gdzie mam szukać o tym informacji? Albo chcę użyć jakiejś ikony
w tejże samej publikacji, na wskazanie jakiejś funkcji. Mogę jej użyć?... I jak tu pracować, jeśli co chwilę trzeba
szukać informacji o statusie tego, co się opisuje, co jest przedmiotem
działania?...
Amerykański model - kasa za wszystkoDlatego myślę, że amerykański model rozwoju gospodarczego się wypali. Bardzo szybko się wypali. Już teraz sektor prawny w USA jest wszechobecny, zawładnął niemal każdą dziedziną. Wszystko jest jakoś tam uwikłane w powinności, paragrafy, roszczenia, odszkodowania i pieniądze, wielkie pieniądze, bardzo wielkie pieniądze i bardzo wiele sporów prawnych. Jak to się tak dalej rozwinie, to za jakiś czas w USA 50% pracy ludzi będzie związane z sektorem prawnym – czyli nie tylko nieliczni ludzie będą coś produkować, a za to wielu będzie się wykłócać przed sądami o to, komu się należy co za to ktoś gdzieś wyprodukował, wymyślił. Będzie to gospodarka jednej wielkiej kłótni, megasporu wszystkich ze wszystkimi. I nie będzie czasu na inne zajęcia, na inną pracę. Ale wracając do mojej wygody przy tworzeniu tekstów. Jeśli mam napisać dobry tekst, to muszę mieć swobodę, muszę pracować nad tematem, a nie poświęcać 80% czasu na wyszukiwanie informacji o statusie prawnym. Więc jeśli oto znam jakiś fakt, chcę się na niego powołać, to powinienem móc to zrobić i przejść do następnego zadania. Jeśli gdzieś pojawił się jakiś rysunek, to w jakiejś postaci mogę go użyć w opisie (no, może nie jako swój, ale przynajmniej z wyraźnym wskazaniem czyje to jest), a potem myśleć nad tym co dalej zrobić. Proste. Szukam w pracy WOLNEJ PRZESTRZENI INFORMACYJNEJ - nie z powodu sknerstwa, a z powodów praktycznych, zdroworozsądkowych. Jeśli za każdym krokiem mojego działania miałaby się czaić jakaś prawna pułapka, to raczej zrezygnuję z działalności nowatorskiej, twórczej i pójdę hodować pietruszkę. Przynajmniej nie będę musiał się z nikim użerać. Podobnie jak z prawami do nazw i obrazków, jest z patentami. Nie twierdzę, że patenty są całkiem złe. Owszem, zastosowane sensownie - np. do rozwiązań naprawdę kosztownych w przygotowaniu, wymagających specjalnych nakładów, spełniałyby pewną pozytywną rolę. Choćby w ten sposób, że zapewnią przychody tym podmiotom, które owe nakłady poniosły. Ale z patentami stało się źle – zbyt łatwo jest opatentować prawie wszystko. Zbyt łatwo jest zostać trollem patentowym, który zakłada pułapki na firmy twórcze, a potem żeruje na jakichś „własnościach” do uśmieszku w lewo, ściągania połowy danych ze zbioru, czy płaskiego kształtu telefonu. Tak nie powinno być, że wszystko (prawie) da się opatentować, a potem czerpać zyski (i psuć krew) firmom i ludziom, które rzeczywiście coś wytwarzają, coś mają do zaoferowania. Patentowa praktyka niestety jakoś rozminęła się ze zdrowym rozsądkiem. Model biznesowy skupiający się na „własności intelektualnej” jest drogą do twórczo - biznesowej autodestrukcji świata. To tworzenie przyszłości, w której niewiele się konkretnie robi, a bez przerwy się tylko ustala kto komu z tytułu tej roboty będzie coś dłużny. I nie ma jak usunąć tej immanentnej wady biznesowego modelu z dominacją chciwości. Dlatego biznes (szczególnie ten pasożytniczy, trolerski) powinien dokonać pewnego rodzaju samoograniczenia – ograniczenia do „posiadania” intelektualnego. Dla dobra ludzi, dla dobra świata, dla naszej przyszłości. To samoograniczenie zawiera element wyrzeczenia – bo rzeczywiście niejednokrotnie zakłóci to pewną zasadę sprawiedliwości – ktoś coś wymyśli, a inni z tego skorzystają, inni zgarną pieniądze. Ale przy dzisiejszym modelu, lansowanym głównie przez lobbystów i prawników w USA też tak mamy – tzn. też na pracy, kreatywności jednych zarabiają (niepotrzebnie, nie wnosząc nic dla ludzi) rzesze prawników, finansistów itp. To co wyżej napisałem dotyczy mojej pracy – związanej zwykle z publikowaniem tekstów, myśli. Ale bardzo podobny, jeśli nie bardziej dotkliwy, problem dotyka twórców oprogramowania, czy projektantów sprzętu. Jakże często więcej wysiłku (i pieniędzy) kosztuje nie tyle samo wymyślanie produktu, niż wyszukiwanie, które z zastosowanych rozwiązań zostały opatentowane. I choć wiele z owych „uwłasnowionych” rozwiązań daje się obejść, użyć po prostu innych pomysłów, to dowiedzenie się, które momenty projektu mają „patentową minę” jest żmudne i pracochłonne. To wszystko razem bardzo podraża wynalazczość, bardzo hamuje postęp, bo tylko duże firmy są w stanie udźwignąć całość tej roboty – tzn. nie tylko projektować oprogramowanie i urządzenia, ale zatrudniać rzeszę prawników, którzy prześledzą patentowe utrudnienia. I tylko duże firmy są w stanie walczyć z patentowymi oskarżeniami. Ale właściwie to nawet te duże (nawet największe) firmy też tracą na takim układzie. Bo trole patentowe, czyli firmy w całości skupione na skupowaniu patentów, a potem pozywaniu firm wykorzystujących zawłaszczone patentem rozwiązania, najwięcej pieniędzy dostają właśnie od tuzów rynku. Czy koniecznie trzeba na wszystkim zarabiać?...Myślę, że trudno będzie zmiany przeforsować
w USA – tam już wiele miliardów dolarów zostało zainwestowane
w model „własnościowy”. I lobby z tym związane nie da
sobie łatwo wydrzeć tych miliardów, jakie zarabia co roku, tam pewnie
nie da skierować gospodarki na droge rozsądku. Ale można jeszcze nie
dopuścić do przeszczepienia tego modelu do Europy. O to warto walczyć
– o sensowną gospodarkę w Polsce, Europie. Niestety, amerykańscy
lobbyści wciąż naciskają na europejskie rządy, aby wdrożyły model
biznowy rodem z USA. Świadczą o tym walki w mediach i parlamentach
dotyczących wdrożenia ustaw ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement),
SOPA (Stop Online Piracy Act) i PIPA (Protect IP Act), mającym
ograniczyć piractwo w Internecie. Co prawda w przypadku piractwa sprawa
nie jest taka jednoznaczna i pewne elementy z ww. ustaw można uznać za
pożyteczne, jednak problem jest tutaj szerszy, bo dotyczy ogólnie
modelu opartego o własność intelektualną. Czy pomysł, idea w ogóle
powinna stanowić czyjąś własność? Czy za sensowne uważamy
uiszczanie opłat jakiejś firmie dlatego, że zakupiła ona „własność”
i wyłączność synchronizacji poczty w telefonie komórkowym z
komputerem?... Oczywiście wiele opisywanych problemów nigdy by nie powstało, gdyby nie zła praktyka sadów i biur patentowych amerykańskich, gdyby patenty przyznawano za rozwiązania rzeczywiście nowatorskie, wymagające dużych nakładów na badania, czy związane z rzeczywistym geniuszem twórcy. Niestety, pewni ludzie chcą zarabiać na wszystkim, gotowi są – niestety z pomocą organów prawa – zawłaszczać idee i rzeczy, które powinny być wspólnym dorobkiem ludzkości. Tacy ludzie i kierowane przez nich firmy uprawiają czyste pasożytnictwo i – dla dobra ludzkości – warto jest postawić tamę ich dążeniom. I dlatego też warto popierać ruchy wolności intelektualnej, wolnego oprogramowania, wolnych zasobów. Warto coś robić dla ludzi, a nie tylko dla pieniędzy...
Michał Dyszyński Warszawa 11 sierpnia 2012
|