Fizykon.org - strona główna   | O witrynie |O autorze witryny | kontakt z autorem |

 

Przedostatnie wiadomości 
różne komentarze polityczne
czyli "taka sobie" pisanina

Komentarze, felietony - archiwum
Polityka, obyczaje | Etyka, filozofia | Biznes, prawo | Edukacja | Gospodarka | Media | Inne | Nauka, technika, informatyka

Dział komentarzy i recenzji

Recenzje wydawnicze

Kwantechizm - Andrzej Dragan

Słowa kluczowe - Wiesław Babik

Filozofia (w) fizyce - Jarosław Kukowski

Epistemologia - Jan Woleński

Komentarze o szkole i edukacji

Komentarze związane z etyką i psychylogią

Komentarze polityczne 

Komentarze o mediach  

 

Filozofia
Dłuższe opracowanie

O pojęciu prawdy

Fundamentalizm i libertynizm

Mrzonki ateizmu

Opowiastki filozofujące

Krótkie myśli

Komentarze

O myśleniu twórczym

Liryka
Liryka fizyka

 

Droga życia

Przestrzeń

 

Blogi różne

Dlaczego wolne oprogramowanie...

Komentarze związane z etyką i psychologią

Komentarze o szkole i edukacji

 

Spis treści komentarzy o prawie i patentach

Jak sprzedawać Windowsy? -  czyli co dalej z modelem biznesowym Microsoftu...
Sprawdzanie zabronione
- uwagi na temat pewnego wyroku francuskiego sądu
Walka o patentowe zniewolenie świata
- znowu o patentach na software.
Patentowane skubanie świata - temat - jw. 
Patentowa wojna światowa i znowu jw.
Chwala_inspektorom - o rosyjskich inspektorach w polskich zakładach przemysłu spożywczego.
O obrażalskich, (bez)prawiu, Internecie i ewolucji - kolejny przykład nadgorliwości prawa.
Refleksja nad prawem - jego powołaniem i praktyką - taki tekst o ogólnej wymowie. 

 

Sprawdzanie zabronione...

Za sprawą wiadomości w Newsroomie Chipa i jej źródła w The Register dowiedziałem się o dość ciekawym incydencie prawnym we Francji. Otóż firma Tegam, produkująca oprogramowanie antywirusowe o nazwie ViGuard ogłosiła, że jej produkt potrafi zatrzymać 100% znanych i nie znanych wirusów. Aby tę wiadomość sprawdzić, jeden z badaczy zabezpieczeń sieciowych - Guillaume Tena - przebadał kod owego programu antywirusowego, znalazł w nim błędy, a wyniki swoje opublikował. W odwecie wspomniana firma antywirusowa...
... oskarżyła badacza przed sądem, a aktualnie sąd francuski przyznał jej rację zasądzając odszkodowanie (5 000 €) od badacza. 

Z tekstu wiadomości wynika, że problemem jest zastosowanie tzw. reverse engineering, czyli badanie kodu maszynowego programu, w celu uzyskania informacji o jego istocie jego działania. We Francji takie badanie okazuje się być nielegalne. Niby każdy kraj może sobie zabronić co tam chce. Ale...

...przecież takie podejście niesie swoje dalsze skutki. 
Gdyby ktoś mi zadał pytanie, czy kupiłbym program zabezpieczający, którego legalnie nie wolno przebadać pod względem skuteczności, to moja odpowiedź brzmi - NIE. Kot w worku? - po co mi on?
- Przecież przestępca, twórca wirusów nie będzie się pytał o legalność i te same dziury w programie znajdzie...

Tutaj pozwolę sobie na mały wtręt "filozoficzny".
Wszystkie twierdzenia, wnioski jakie głosimy opierają swoją wiarygodność na jednym drobnym elemencie - możliwości sprawdzenia. Jeśli ktoś coś mówi, a możliwości tego sprawdzenia nie ma, jest ona blokowana, utrudniana, to AUTOMATYCZNIE takie twierdzenie staje się wyjęte z obszaru tez weryfikowalnych. Jednocześnie twierdzenie to staje się NIE NAUKOWE. Staje się luźnym tekstem, podobnym do rzucanego przez dwie przekupki w stylu: "Wieee Pani, to Kowalska to chyba nie kocha już tego swojego Krzyśka...". Tu (czyli na bazarze) można powiedzieć sobie wszystkie "widzimisię" i jest OK. Twierdzeń bazarowych nie poddaje się zazwyczaj rygorom weryfikacji, bo to inny obszar ludzkiej aktywności. Tu się gada, żeby pogadać.
Werdykt francuskiego sądu, spycha twierdzenia firmy Tegam do poziomu bazarowego - jak dla mnie, ta firma może teraz głosić co jej się spodoba - nawet, to że jej produkt walczy z kosmitami. Przecież i tak niezależnie nie wolno tego sprawdzać. Kto chce, niech wierzy (bo oczywiście mamy tu już do czynienia wyłącznie z "wiarą", a nie twierdzeniem aspirującym do bycia opartym na faktach). Jednak w kwestii zabezpieczeń sieciowych, postawę wiary w slogany reklamowe firm - w szczególności jeśli nie wolno ich niezależnie sprawdzać - uważam za mało rozsądną.

I jeszcze jedno. Bo konsekwencje postawy francuskiego sądu są nieco dalej idące. Moim zdaniem grożą one drastycznym spadkiem zaufania do wszelkich francuskich produktów softwarowych i rozwojem kryminalnego hakerstwa. Wszelkie informacje, mogące pomóc w ujawnieniu możliwych luk w oprogramowaniu, nie będą mogły być publikowane. Zostaną więc wyłącznie w kręgu hakerów i ich mocodawców. A ci będą wiedzieli jak te informacje wykorzystać. W ten sposób francuskie sądownictwo w pośredni sposób przyczyni się do rozwoju hakerstwa.

Michał Dyszyński 11 marca 2005, zmienione 19 marca 2005

 

Walka o patentowe zniewolenie świata

Znów Europejska Komisja ds. Rybołówstwa i Rolnictwa zajmowała się ostatecznym zatwierdzeniem kontrowersyjnej dyrektywy umożliwiającej patentowanie algorytmów. W dniu 24.01.2005 wadliwy projekt dyrektywy trafił pod obrady wspomnianej komisji.
Warto przypomnieć, że dzięki zdecydowanej akcji Polski, poprzednia taka próba została zablokowana. Na szczęście Polski Rząd i tym razem stanął na wysokości zadania i nie dopuścił do przepuszczenia wspomnianego aktu prawnego do ostatecznej legislacji. 

Jednak niebezpieczeństwo uchwalenia tej dyrektywy wcale nie osłabło. Giganci lobbują coraz intensywniej. Jak podaje Gazeta: "Krajowe filie koncernów Siemens, Nokia, Philips, Ericsson i Alcatel złożyły we wtorek rano na ręce premiera Marka Belki oficjalne oświadczenie o ich stanowisku w sprawie "dyrektywy patentowej".

Ponowne głosowanie odrzuconej dyrektywy trudno jest określić inaczej, niż jako kpiny z demokratycznych procedur. Bo według przyjętych zasad projekt, który utracił poparcie powinien być wycofany. W przypadku wspomnianej dyrektywy, po wycofaniu się Polski i Holandii, dyrektywa nie będzie miała wystarczającego poparcia. Mimo to, zakulisowe starania lobbystów wielkich korporacji mogą doprowadzić do uchwalenia tego aktu prawnego wbrew woli większości.

21, 24 i 27 stycznia 2005

Walka o zablokowanie uchwalenia szkodliwej dyrektywy patentowej wciąż trwa

Osoby, którym leży na sercu dobro Europy i dobro Polski, powinny się zainteresować sprawą patentów na algorytmu.

Informacje na ten temat są na stronie: http://www.nosoftwarepatents.com/pl/m/intro/index.html 

Ze swojej strony chciałbym tylko dodać, że sprawa jest NAPRAWDĘ WAŻNA!
Mamy do czynienia ze "skokiem na kasę" wszystkich mieszkańców UE - skokiem wykonanym przez bogaczy, którzy mają świetny pomysł jak wydusić z "jeleni" (czyli normalnych ludzi) pieniądze za nic!
Pewnie wielu powie "to nie moja sprawa". Ale za parę lat, to stanie się sprawą WSZYSTKICH - gdy wkrótce z prawie każdej operacji finansowej zacznie być ściągany haracz dla uprzywilejowanych. Każdy dostanie po kieszeni, a zyska niewielu (za to zyskają przede wszystkim ci, którym pieniądze są potrzebne wyłącznie do zabawy w dojenie frajerów, a nie na bieżące potrzeby).
Bogate korporacje dostaną te pieniądze właściwie ZA NIC! Po prostu za fakt, że mają duże pieniądze i cwanych prawników. 

O tę sprawę warto się dopominać, walczyć, żądać!
W imię sprawiedliwości. W imię lepszego jutra. 

Dlaczego niedopuszczenie do patentowania programów komputerowych jest takie ważne?

Przeciętny czytelnik wiadomości nie zdaje sobie sprawę ze znaczenia dla gospodarki całego świata, tego drobnego elementu prawa, jakim jest patentowanie algorytmów. Wydaje się - co tam, po prostu jakieś "biznesowe przepychanki". Tymczasem chodzi o coś znacznie więcej niż tylko jakieś tam opłaty uiszczane sobie nawzajem przez firmy. Tu chodzi o zawładnięcie CAŁĄ światową ekonomią przez ponadnarodowe koncerny. Tu chyba w najwyraźniejszym stopniu widać negatywną, wręcz demoniczną stronę globalizacji (bo są zarówno pozytywne, jak i negatywne strony tego procesu). 

Przykład podaje serwis Interii - http://nt.interia.pl/news?inf=589934 - opisany jest przypadek, jak pod banalnym (i absolutnie nieuczciwym) pretekstem można wyeliminować z rynku małą, nieposłuszną firmę. Firma ta, oferująca na japońskim rynku edytor tekstu została skazana na ekonomiczny niebyt za naruszenie patentu obejmującego...
... ikonę pomocy. Ikona ta została opatentowana w roku 1998 (ktoś wydał taki patent, mimo że rozwiązanie ewidentnie nie spełnia podstawowej zasady patentowania - wynalazek powinien być nowością, a nie obejmować znane rozwiązania), a sąd japoński uznał, że firma produkująca wspomniany edytor tekstu naruszyła prawo patentowe.

Przykład ten najdobitniej pokazuje dlaczego patentowanie algorytmów i oprogramowania jest w istocie rzuceniem światowej ekonomii na żer dla gigantów. Bo opatentowanych jest już tak wiele (tysiące!) oczywistych i powszechnie używanych rozwiązań, że niemal nie sposób jest zrobić jakiegokolwiek większego produktu softwarowego, który nie naruszyłby czyichś "praw". Tyle że giganci załatwiają takie pozwy między sobą, najczęściej szybko dogadując się - wszak każdy z nich, dzięki posiadanym aktywom, ma swoim zanadrzu jakieś patenty do zarzucenia przeciwnikowi w odwecie. Dlatego wielkie firmy raczej unikają potyczek sądowych, bo po pierwsze wiadomo, że sprawa będzie trudna i kosztowna, a po drugie można samemu znaleźć się na patentowym celowniku. Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja w przypadku małych firm. Każda z nich wobec dużej korporacji nie znaczy prawie nic, jej środki finansowe, niezbędne do obrony są małe, odwetowych patentów najczęściej nie ma, bo koszt zarejestrowania samego patentu jest dla takiej firmy zaporowy. I dlatego nawet jeśli mała firma wybroni się przed jakimś niesłusznym zarzutem w sądzie (a często się nie wybroni, bo wielki patentowy gracz ma też wielkie doświadczenia i możliwości w tym zakresie), to już sam koszt prowadzenia sprawy może poważnie naruszyć jej budżet. Tak więc bez względu na wynik - wielka korporacja wygrywa, niszcząc konkurencję. 
I wbrew pozorom chodzi nie tylko o komputery. Aktualnie oprogramowanie jest niemal wszędzie - w zegarku, pralce, lodówce, samochodzie, termometrze, czy telefonie itd....
Prawo dopuszczające patenty na oprogramowanie odda wielkim międzynarodowym korporacjom władzę nad niemal całą światową produkcją! To wygląda może trochę jak scenariusz z filmu fantastycznego (albo apokalipsy), w którym wielka organizacja obejmuje władzę nad światem, a przez to wydaje się niewiarygodne, ale tak to jest w istocie. Na razie nie jest to jeszcze tak wyraźne, bo wiele wiadomości nie wyłania się na światło dzienne, ale w ciągu zaledwie kilku lat, będzie jasne, że bez zezwolenia ze strony przyszłych władców świata nikt nie będzie w stanie wykonać żadnej ważniejszej czynności ekonomicznej. Wszystko pod kontrolą gigantów. 

Sprawa jest BARDZO TRUDNA i BARDZO WAŻNA. I wiele wskazuje, że zakulisowe działania, pieniądze i siła polityczna wielkich korporacji może ostatecznie (wbrew woli większości) doprowadzić do uchwalenie tej szkodliwej dyrektywy. Choć zawsze warto mieć nadzieję, że nie wszystko stracone...

Więcej informacji na wspomniane tematy w tej witrynie znajduje się w dziale komentarzy o patentach i prawie

Artykuły na ten temat w innych serwisach:

Najważniejszy serwis w tej materii:

http://www.nosoftwarepatents.com/pl/m/intro/index.html

W serwisie Interii: 
http://biznes.interia.pl/news?inf=589850 
http://nt.interia.pl/news?inf=589934

U Chipa:

http://newsroom.chip.pl/news_125989.html 
http://newsroom.chip.pl/news_121462.html
 

 

W serwisie gazety: 
http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33181,2539484.html 
http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,34912,2513286.html
http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,52981,2509589.html
http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,52981,2506055.html
 
biznesnet:
http://www.biznesnet.pl/pp/15777 
W portalu O2:
http://wiadomosci.o2.pl/?s=260&t=26325 
strona ffii.org:
http://www.ffii.org.pl/ 

Obcojęzyczne:
http://www.bloomberg.com/apps/news?pid=10000101&sid=alhjrqIdJOUA&refer=japan  (ang.)
http://www.japantimes.co.jp/cgi-bin/getarticle.pl5?nb20050202a3.htm (ang.)
http://www.heise.de/newsticker/meldung/55338
(po niemiecku)
http://wiki.ffii.org/Fish0501De (po niemiecku)
http://swpat.ffii.org/ (ang.)
http://kwiki.ffii.org/FfiiprojNewsEn  (ang.)
http://kwiki.ffii.org/Fish0501En  (ang.)

Michał Dyszyński dodano do serwisu 21 stycznia 2005.
uzupełniono 24 i 27 stycznia 2005

 

 

Internauci z całej Europy dziękują Polsce

Dzięki zdecydowanej akcji polskiego rządu udało się zablokować (na razie!) wprowadzenie szkodliwego dla rozwoju informatyki prawa patentowego. Polski przedstawiciel uniemożliwił wprowadzenie wspomnianej destrukcyjnej dyrektywy podczas spotkania Ministrów rolnictwa i rybołówstwa. Ten czyn przysporzył polskiemu rządowi wielu sympatyków w całej Europie. Powstał nawet specjalny banner z podziękowaniami z tekstem: "Thank you Poland". 

 poland_banner90.gif (5708 bytes)

Widać jednak, że przynależność naszego Kraju do UE może być okazją do zrobienia czegoś dobrego przez polskie władze. W kraju tak przesiąkniętym korupcją jak nasz, cieszy fakt, że ktoś z naszego rządu pomyślał jednak o dobru wspólnym. 

Więcej na ten temat w innych doniesieniach:

http://www.nosoftwarepatents.com 
http://news.zdnet.co.uk/business/legal/0,39020651,39181664,00.htm 
http://news.zdnet.co.uk/business/legal/0,39020651,39182860,00.htm 
http://www.pcworld.pl/news/73994.html 
http://www.computerworld.pl/news/73712.html 
http://thankpoland.info/ 
http://newsroom.chip.pl/news_121462.html 

 

Świat w okowach wielkich korporacji
Czy giganci jednak wydrą dla siebie podatek od całego pozostałego świata?...

Z ostatniej chwili (21 grudnia 2004)!
Okazało się, że Polski rząd jednak też potrafi wzbudzić szacunek swoimi decyzjami i zablokować potajemne wprowadzenie szkodliwej dyrektywy.. Jak informuje http://7thguard.net/news.php?id=4309: "Włodzimierz Marciński w imieniu Polski zażądał zdjęcia tego projektu z porządku obrad". Może powoli czas jednak zacząć odbudowywać zaufanie do przynajmniej części polskich polityków?... Bo tu widać wyraźnie, że są osoby w naszym rządzie, które chcą jeszcze myśleć o dobru wspólnym, a nie tylko partykularnych interesach wybrańców...
Więcej na ten temat napisano też w Gazecie: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,2458546.html

Poniżej test wcześniejszy (z 15 i 20 grudnia 2004):

Wydawało się, że sprawa patentów na oprogramowanie w Europie została na jakiś czas określona. W końcu polski rząd swoim sprzeciwem miał przynajmniej odłożyć tę kwestię przynajmniej do roku 2005. Tymczasem okazuje się, że sprawa ta może zostać poddana pod głosowanie przez departament...
...rybołówstwa i rolnictwa.

Dodatkowo dyrektywa ma być głosowana "bez dyskusji", czyli mimo odrzucenia owej dyrektywy w ostatnich tygodniach przez Polskę i Holandię, lobbyści wielkich korporacji próbują podejść europejskie gremia decyzyjne poprzez "niepostrzeżone" wprowadzenie wygodnych dla siebie regulacji. Przypominam, że wygodnych wyłącznie dla wielkich korporacji, za to niszczących dla 90% firm informatycznych, klientów, hamujące rozwój społeczeństw.

Zadziwiające jest jak bardzo poczuły się "w potrzebie" wielkie korporacje, skoro toczą walkę na wszelkich możliwych frontach. Wiadomo o co chodzi - jeśli uda się wprowadzić przepisy tego projektowanego (a zdecydowanie odrzucanego przez większość odpowiedzialnych środowisk) złego prawa o patentowaniu algorytmów softwarowych, wtedy wielkie korporacje (a więc przede wszystkim Microsoft) "położą łapę" na europejskim rynku produkcji oprogramowania. Korporacje te są w posiadaniu setek (zgłoszonych w USA) patentów na "wynalazki" (nieraz rozwiązania oczywiste, całkiem banalne) stosowane powszechnie w normalnym tworzeniu oprogramowania. Wszak Microsoftowi udało się nawet opatentować jedną z operacji logicznych. Jeśli więc patentowanie algorytmów przejdzie, to korporacje te swobodnie będą "rozdawały karty", decydując którą firmę o coś tam pozwać w imię swoich "praw intelektualnych", a w efekcie wymuszą na nas wszystkich - klientach całej Europy - zapłacenie miliardów dolarów do ich kiesy. 

Jeśli gigantom uda się przeforsować tę dyrektywę (o co tak intensywnie lobbują), wtedy zapewne przyjdzie nam pożegnać się Linuksem jako ogólnie dostępnym oprogramowaniem (może jeszcze pozostanie jako drogi system dla korporacji), a także z wieloma innymi darmowymi, albo tanimi programami i ogólnie z szansą mniejszych firm, na sprawiedliwe konkurowanie z rekinami finansowymi. W zamian górą będą prawnicy rozmaitej maści - prawnicy i ich mocodawcy. To naprawdę nie są żarty.

Na koniec tego krótkiego artykułu pozwolę sobie przetłumaczyć początkowe akapity ze strony http://swpat.ffii.org/, związane z problemem ogólnego patentowania ogólnych pomysłów (co ma ścisły związek właśnie z patentowaniem oprogramowania):

Gdyby Haydn opatentował "symfonię, jako formę scharakteryzowaną przez rodzaj tworzonego dźwięku [ forma rozszerzonej sonaty ], wtedy Mozart miałby poważne problemy z możliwością tworzenia swojej muzyki.

Inaczej niż ma to miejsce w przypadku praw autorskich (copyright), patenty mogą zablokować niezależną twórczość. Patenty na oprogramowania mogą uczynić prawo autorskie bezużytecznym. Jest tak, ponieważ jeden utwór może być związany z setkami patentów, o których jego autor nawet nie ma pojęcia, a które mogą stać się powodem pozwów sądowych skierowanych wobec niego i jego klientów. Wiele z owych patentów mogą być niemożliwe do obejścia, ponieważ ich zakres jest zbyt szeroki, lub stanowią one część powszechnie używanych standardów komunikacji.

Materiały zebrane przez niezależnych badaczy (tekst częściowo w j. niem.) pokazują, że patenty hamują naukę i rozwój w dziedzinach z nimi związanych.

Patentowanie oprogramowania, to patentowanie abstrakcji. O ile tradycyjne patenty dotyczą na konkretnych fizycznych wynalazków, o tyle ich wydanie softwarowe obejmuje idee.  Np. zamiast opatentowania pułapki na myszy, umożliwia ono opatentowanie "pułapki na wszystkie ssaki", a także na wychwytywanie danych w emulowanym środowisku programowym komputera. Fakt, że jest przy uchwalaniu kontrowersyjnego prawa patentowego używane uniwersalne urządzenie realizujące operacje logiczne - komputer (przyp. tłum.: związane jest to z użyciem terminu "wynalazki realizowane za pomocą komputera" w tytule omawianej regulacji prawnej) nie zmienia w istotnym stopniu opisywanych ograniczeń. Jeśli oprogramowanie byłoby objęte patentowaniem, to w konsekwencji patentowalne stałoby się WSZYSTKO.

Michał Dyszyński dodano do serwisu 15 grudnia 2004
zaktualizowano 20 grudnia 2004

Podobne informacje w Internecie w języku angielskim:
http://swpat.ffii.org/ 
http://demo.ffii.org/letter.html 
http://demo.ffii.org/ 
http://www.techworld.com/applications/news/index.cfm?NewsID=2809 
http://www.nosoftwarepatents.com/ 
http://news.zdnet.co.uk/business/legal/0,39020651,39182860,00.htm 

A także po polsku:
http://newsroom.chip.pl/news_121462.html 
http://newsroom.chip.pl/news_120305.html  
http://newsroom.chip.pl/news_120894.html 
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,2458546.html 
Ciekawa demonstracja związana z aktualnym stosowaniem prawa patentowego: http://www.nosoftwarepatents.com/pl/m/basics/webshop.html 

 

 

Jednak sukces - polski rząd sprzeciwił się patentom na algorytmy!

Przy tylu złych słowach na polskie władze jakie codziennie czyta się w mediach, jest powód do wyrażenia uznania. I chyba my - Polacy możemy mieć satysfakcję, że to dzięki stanowisku Naszego Rządu powstrzymana została próba oddania europejskiej informatyki w niewolę wielkich korporacji. 

Tekst stanowiska Polskiego Rządu:

Rada Ministrów zajęła stanowisko dotyczące projektu dyrektywy Parlamentu Europejskiego oraz Rady w sprawie zdolności patentowej wynalazków realizowanych przy pomocy komputera.
Z uwagi na liczne niejasności i sprzeczności dotyczące obecnego projektu dyrektywy, Polska nie może poprzeć jego brzmienia, które zostało przyjęte w głosowaniu Rady 18 maja 2004 r.
Jednocześnie Polska zdecydowanie opowiada się za jednoznacznymi instrumentami prawnymi, gwarantującymi, że wynalazki realizowane przy pomocy komputera będą posiadały zdolność patentową. Jednak ponad wszelką wątpliwość program komputerowy lub jego fragment nie będą mogły być patentowane.

Oczywiście nie jest to ostateczny koniec walki o patenty na software. Na razie Polska pomogła europejskiej informatyce wygrać bitwę. Jednak wojna jednak będzie się toczyć i zapewne, prędzej czy później, giganci wprowadzą pod obrady nowy projekt, który miałby sprzyjać osiągnięciu ich celów (jak to już wcześniej bywało, bo przecież inicjatywa patentowania algorytmów już wcześniej była odrzucona, jednak "dziwnym trafem" - wracała). Ale na razie logika i dobro postęp informatyczny święcą swój drobny tryumf. Więcej informacji na temat samej decyzji polskiego rządu można przeczytać w newsroomie Chipa.

Poniżej znajduje się artykuł na temat istoty sprawy (pisany przed uzyskaniem informacji o ogłoszeniu decyzji).

Michał Dyszyński dodano do serwisu 19 listopada 2004 r.

O patentowaniu softwaru - artykuł pisany przed ogłoszeniem decyzji polskiego rządu

Rozstrzyga się kwestia europejskiego prawa do patentowania oprogramowania, nazywanego też patentowaniem algorytmów. Mało kto zdaje sobie sprawę jak ważny jest to problem. Przeciętni ludzie myślą, że to ich nie dotyczy, bo nie są programistami. A tymczasem sprawa prędzej czy później na nich się odbije i to w stopniu, jakiego sobie nie wyobrażają.
Bo w dłuższej perspektywie, decyzja objęcia prawem patentowym procedur programistycznych zaważy na rozwoju całej ludzkości. W zależności od tego rozstrzygnięcia, za kilka - kilkanaście lat, będziemy albo wyraźnie biedniejsi, albo bogatsi;  rozwój świata będzie postępował dynamicznie, albo ugrzęźnie w finansowaniu bogatych darmozjadów. 
Dlaczego? Jaki tu zadziała mechanizm? - o tym dalej...

Stan obecny

Aktualnie europejskie prawo dopuszcza ochronę prawną znaków towarowych oraz rozwiązań technologicznych, jednak z wyłączeniem oprogramowania. Taka sytuacja jest nie na rękę gigantom światowego biznesu - monopolistom w stylu Microsoft, czy innym wielkim koncernom. Jest nie na rękę, bo nie mogą łatwo ograniczyć konkurencji ze strony drobnych wytwórców oprogramowania. Dzięki tej sytuacji wciąż rozwija się ruch wolnego oprogramowania, rośnie w siłę Linux, ruch Open Source, tysiące małych, ale za to prężnych firm produkujących najrozmaitsze programy. W rezultacie giganci nie mogą żądać dowolnie wysokich cen za swoje produkty. To im zdecydowanie nie w smak, więc intensywnie lobbują w komisjach i parlamencie europejskim w celu wprowadzenia prawa umożliwiającego patentowanie oprogramowania. 

Walka o wprowadzenie nowego prawa patentowego

Walka o patenty softwarowe jest aktualnie bardzo zażarta - z grubsza tyle samo głosów jest za, co i przeciw. I tutaj decydujący głos może mieć (a właściwie to MA!) Polska. Bo przy tak wyrównanych głosach, decyzja naszego rządu będzie DECYDUJĄCA. Jeśli Polska wypowie się za patentami na oprogramowanie, cała Europa, wzięta w okowy wielkich korporacji i ich kancelarii prawniczych, zacznie powoli pogrążać się w zastoju intelektualnym, a w dalszej konsekwencji gospodarczym. Na szczęście ostatnio Polski Rząd, mimo że wcześniej wstępnie poparł inicjatywę patentów softwarowych, wycofał swoje poparcie. Tak trzymać!
Człowiek zaczyna bardziej wierzyć, że być może w naszych władzach są nie tylko aferzyści i amatorzy łatwych pieniędzy, ale także ludzie myślący od dobru ogólnym?...
Jeśli tak, i jeśli lobbystom z wielkich korporacji nie uda się zmusić naszego rządu do poparcia patentowania oprogramowania, to będzie jakaś iskierka nadziei, jakiś przebłysk lepszych czasów.

A teraz wróćmy jeszcze do kwestii samych patentów na software - postaram się wyjaśnić, dlaczego takie patenty nie powinny mieć miejsca?
Wynika to z kilku faktów.

Fakt 1 - patentuje się banalne rozwiązania

Jak wykazują doświadczenia patentowania oprogramowania w USA, system ten nie działa poprawnie. W założeniach patenty powinny być przyznawane na rozwiązania nowe, nie trywialne, wnoszące coś do technologii. 
Niestety rzeczywistość jest zgoła odmienna. Opatentowane zostały m.in. takie "genialne pomysły" jak:

klikanie myszą na formularzach
przesyłanie plików internetem
stosowanie pasków przewijania do zarządzania zawartością okna programu
patentowanie logiki (tak, tak - to nie pomyłka!) - patrz patent Microsoftu na operator logiczny "Is Not" - źródło.
i wiele innych rozwiązań powszechnie stosowanych i wcale nie odkrywczych

Przy dalszym rozwoju tej sytuacji, trudno będzie napisać dowolny, nawet prosty program, który nie będzie związany z koniecznością płacenia jakiejś firmie za patent - czasami nie związany z żadną rzeczywistą innowacją.  

Urzędy patentowe nie są zainteresowane blokowaniem przyznawania patentów, ponieważ wtedy traciłyby klientów. Dlatego wnioski nie są sprawdzane dokładnie pod kątem spełnienia warunku innowacyjności i nie istnienia podobnych rozwiązań;  patentowane jest bardzo wiele rozwiązań banalnych, znanych i stosowanych od wielu lat. Znana jest sprawa pewnego inżyniera w Australii, któremu udało się opatentować... 
...koło. Inżynier na szczęście doprowadził swoją procedurę do końca tylko dla wykazania niekompetencji urzędów patentowych (dzięki czemu nie będziemy musieli płacić mu dodatkowo za używanie kół w naszych samochodach...), jednak fakt - faktem, że w innych sytuacjach, być może przyjdzie nam płacić jakiejś bogatej firmie za coś, co było powszechnym dobrem intelektualnym od wielu dziesięcioleci.

Fakt 2 - zarobią przede wszystkim bogate kancelarie adwokackie

Już obecnie całe rzesze prawników są zajęte walką w tysiącach procesów dotyczących opłat patentowych. W przypadku patentowania oprogramowania ilość spraw sądowych z tym związanych wzrośnie znacznie. Z obu stron - firm "poszkodowanych" i pozwanych zostaną zaangażowane ogromne środki finansowe na obronę ich interesów. W ostatecznym rozrachunku zapłacą za to klienci tych firm - czyli po prostu MY. Głównym wygranym będą kancelarie prawnicze - a więc osoby i firmy, w żaden konkretny sposób nie przyczyniające się do postępu technicznego, czy intelektualnego. Miliony godzin ludzkiej pracy, wysiłku intelektu zostaną "przemielone" w imię wydzierania sobie nawzajem pieniędzy przez uczestniczące w procesach firmy.

Fakt 3 - nie sposób jest tworzyć oprogramowania w warunkach opatentowanych algorytmów i procedur

Wyobraźmy sobie następującą sytuację - programista pracuje nad jakimś projektem.  Pisze dziennie setki linii kodu, stosuje najrozmaitsze procedury. Niech teraz co 10 ta z nich jest oprogramowana (a nawet co 100-na). Po pewnym czasie z jego pracą związanych będzie setki, a nawet tysiące "raf" patentowych w stylu - jak użyję kliknięcia w środku formularza, to trzeba będzie zapłacić firmie X, jak użyję paska przewijania w tym oknie, to w na liście płac tego projektu znajdzie się firma Y... 
Być może duża część owych "raf patentowych" da się jakoś obejść, inna część nie da się. Teraz po skończeniu projektu - programu, następna grupa ludzi zajmie się wyszukiwaniem "właścicieli" do procedur, kliknięć, rozwiązań interfejsu itp. Koszmar!
W rezultacie końcowy produkt będzie albo 2-3 krotnie droższy (bo trzeba zapłacić firmom - właścicielom praw i pracownikom wyszukującym opatentowane rozwiązania w milionach linii kodu), albo i tak będzie "piracki" pod kątem uwzględnienia praw patentowych. 

Oczywiście małe firmy w ogóle nie będą w stanie dokonać tak złożonej analizy kodu - wszak już sam dostęp do informacji CO, jest opatentowane kosztuje pieniądze i wysiłek pracowników, a tu jeszcze trzeba prześledzić każdą użytą procedurę...
Przypuszczam, ze tak naprawdę to nawet duże firmy nie będą "bawiły się" w wyszukiwanie opatentowanych rozwiązań w produkowanym kodzie (może z wyjątkiem kilku - kilkunastu szczególnie istotnych od strony finansowej). Jednak przewagą dużych firm będzie po prostu dostęp do środków pieniężnych umożliwiających późniejszą walkę w sądzie, ew. posiadanie własnych patentów, które będzie można wyciągnąć w odwecie za atak patentowy skarżącego. Mała firma będzie skazana na zagładę - nie będzie miała pieniędzy na prawników, ani własnych "armat" w patentowej wojnie. W ten sposób giganci (Microsoft, Novell, Sun i inni) wymiotą konkurencję i ostatecznie jakoś podzielą się rynkiem. Bo jeśli trzeba będzie mniejszą konkurencję wykończyć, to powód znajdzie się bardzo łatwo.
I jeszcze jeden problem - ruch Open Source. 
Sprawdzenie, kto jakich używa procedur jest możliwe tylko wtedy, gdy sprawdzający ma dostęp do kodu źródłowego (wyjaśnienie dla nieprogramistów - do zapisu procedur w formie określonego języka programowania). Oczywiście giganci najczęściej ukrywają swój kod przed możliwością sprawdzenia i trudno będzie im udowodnić, że czyjeś prawa naruszają. Inaczej jest z ruchem Open Source (wolnego oprogramowania, dającego swobodny dostęp do kodów źródłowych) - tutaj w razie czego każdy może wziąć kod i ew. doszukać się jakiegoś patentowego uchybienia. W ten sposób ruch ten zostanie zahamowany - znikną darmowe programy oparte na tej zasadzie, Linux będzie musiał zejść do podziemia. 
Warto tu dodać, że sama dyrektywa mająca wprowadzić patentowanie oprogramowania została zainicjowana i jest silnie popierana przez organizację BSA - zdominowaną przez Microsoft. Już dzisiaj Windows kosztuje w Polsce tyle co średnia pensja i przekracza cenę nowego komputera. Jeśli uda się zablokować rozwój Linuxa i ruchu Open Source, istnieje duże prawdopodobieństwo, że szybko doczekamy się jeszcze znacznie wyższych cen oprogramowania.

Fakt 4 - Europa stanie się zaściankiem świata, centrum ludzkości powróci do Chin i Indii

Jeśli Europa w ślad za Ameryką narzuci sobie te kolejne kajdany patentowe, to za kilkadziesiąt lat, tworzenie oprogramowania w krajach, które tych kajdanów założyć sobie nie dadzą (a zakładam, że będą na to za mądrzy), znacznie prześcignie Europę i Amerykę. I zapewne za pół wieku bogaci Chińczycy i Hindusi, będą z pogardą i lekceważeniem spoglądać na biedny, pogrążony w pieniaczych, nie kończących się procesach patentowych "Zachód". W Europie na jednego zatrudnionego programistę tworzącego jakiś produkt, będzie pracować po kilku prawników i tym podobnych "twórczych" pracowników. W krajach bez kajdan patentowych królować będzie twórczość. A wtedy... głupi i biedny "Zachodzie" - nakryją cię czapkami...

Zakończenie 

Jestem przekonany, że walka o swobodną pracę intelektualistów, programistów jest walką o ogólnie lepszą przyszłość ludzkości. Patentowanie algorytmów pogrąży naszą część świata w próżnych zmaganiach bogatych kancelarii prawniczych. Być może dla prawników to dobrze, ale czy o to chodzi, aby co drugi mieszkaniec Ziemi był prawnikiem, lub toczył aktualnie jakieś sprawy w sądzie?...
Każdego, komu leży na sercu dobro naszej części świata zachęcam do sprzeciwiania się patentowania algorytmów. Skoro mamy demokrację, to korzystajmy  z niej i dopominajmy się dobrym europejskiego prawa patentowego (które na mocy aktu akcesyjnego, będzie także naszym, polskim prawem). Lobbyści z wielkich korporacji nie śpią. Jeśli nie będzie nacisków ze strony świadomego społeczeństwa, to może się zdarzyć, że nasz rząd ulegnie ich naciskom (które są bardzo silne). A jeśli polski rząd ulegnie - to sprawa stracona, bo jak pisałem wcześniej głosy różnych rządów są niemal w równowadze.

Michał Dyszyński dodano do serwisu 18 listopada 2004 r, zaktualizowane 19 listopada 2004.

Więcej na temat patentów oprogramowanie można znaleźć na następujących stronach:
Polskie:
  http://www.pcworld.pl/news/70567.html ,
  http://www.computerworld.pl/news/70392.html ,
  http://debata.ukie.gov.pl/

Zagraniczne:
http://www.techworld.com/applications/news/index.cfm?NewsID=2809 
http://eu.ffii.org/sections/bxl0411 (ang.)
http://www.theregister.co.uk/2004/11/18/poland_vote_against/ 
http://swpat.ffii.org/index.de.html (niem., ang. częściowo pol.)
Ta ostatnia strona umożliwia także wyrażenie swojego sprzeciwu wobec dyrektywy nakazującej wprowadzenie patentowania algorytmów. 

 

 

Patentowane skubanie świata

Aktualnie w środowiskach informatycznych toczy się niezwykle ważna debata o patentowaniu oprogramowania. W czym rzecz?...

Europejskie prawo prawo patentowe obejmuje swoim zasięgiem patentowanie rozwiązań technicznych - sprzętowych. Czyli można opatentować np. nowy rodzaj silnika, czy nowy rodzaj przełącznika. Nie są za to patentowane idee i algorytmy komputerowe. Dlatego nie można w Europie opatentować np. pomysłu na nowy sposób interakcji programu z użytkownikiem, albo algorytmu szyfrowania. W USA jest inaczej - patentowane są zarówno rozwiązania hardwarowe i softwarowe. 

Tyle tytułem wprowadzenia. Jednak problem tkwi w czymś innym.

Otóż jak wskazuje praktyka, różne firmy programistyczne (a w szczególności te naprawdę wielkie - np. Microsoft, Symantec) patentują "rozwiązania" oczywiste - np. zgrupowanie kilku używanych funkcji w jedną, sposób kliknięcia, ściąganie określonego rodzaju plików itp. Są to często pomysły, na które niewykształcony człowiek wpada bez problemu po krótkim zastanowieniu. A do tego dość często są one niezbędne do prawidłowego funkcjonowania większości zwykłych programów, funkcji. W swoim czasie głośno było o firmie, której udało się opatentować... ściąganie plików z internetu. Pomyślmy - może kiedyś firma ta zawita do nas z żądaniem opłaty za ściągnięcie sterownika do karty graficznej... 

Ogólnie, efektem tego systemu patentowego jest stan, w którym cały świat będzie musiał płacić prawnikom i rekinom finansowym za ich biurokratyczne cwaniactwo. Będzie musiał, bo naprawdę duża część patentowanych rozwiązań, to pomysły z jednej strony niezbędne w normalnej działalności twórców oprogramowania (choć z drugiej strony oczywiste i banalne). Najistotniejszą ich funkcją jest dostarczanie łatwych pieniędzy właścicielom "praw" i korporacjom prawniczym, które o te "prawa" walczą. Oczywiście każda taka opłata wykonywana przez przedsiębiorstwa jest wliczana w koszta produktów i ostatecznie przenosi się na nas - nabywców.

Jednocześnie system ten niesie ze sobą dodatkowe koszta - np. generuje ogromną biurokrację - bo firma pracująca nad oprogramowaniem musi non stop śledzić czy aktualnie wykorzystywany pomysł nie został gdzieś opatentowany. Jakaś rzesza ludzi musi teoretycznie siedzieć na karku każdego zatrudnionego programisty, i wyszukiwać czy to co aktualnie wymyślił, nie stoi w sprzeczności z jakimś tam patentem...
W efekcie tylko duże firmy, dysponujące sztabem  pracowników biurowych zajmujących się polityką patentową będą miały szanse na rynku. Mniejsze firmy w każdej chwili mogą zostać pozwane przez "właścicieli praw do rozwiązania". Wszystko to faworyzuje przedsiębiorstwa molochy, napędza dochody prawnikom, utrudnia postęp techniczny. Zapłacimy ostatecznie głównie my - użytkownicy, nabywcy sprzętu i oprogramowania, bo małe firmy, produkujące tańsze oprogramowanie będą musiały zniknąć z rynku, a zostaną drogie i nieefektywne giganty.

Niestety, polski rząd we wstępnych ustaleniach poparł (silnie promowaną przez firmy - giganty) inicjatywę patentowania oprogramowania w UE. Na szczęście, nie wszystko jeszcze jest stracone. Projekt nie został zatwierdzony, jest tylko we wstępnej fazie wprowadzania. Dlatego ważnym jest, aby osoby świadome zagrożenia wywarły naciski na odpowiednie gremia w Polskim Rządzie. Jest jeszcze jakaś szansa, że świadome społeczeństwo powstrzyma cwaniaczków przed wyciąganiem pieniędzy z naszych  kieszeni.

Więcej na powyższy temat można znaleźć na następujących stronach: http://www.pcworld.pl/news/70567.html , http://www.computerworld.pl/news/70392.html , http://debata.ukie.gov.pl/

Michał Dyszyński - dodano do serwisu 16 września 2004

Patentowa wojna światowa

Szykuje się wojna światowa. Być może niekoniecznie od razu z użyciem wojska, ale na pewno o zasięgu globalnym i na pewno o gigantycznych konsekwencjach dla życia miliardów ludzi. Osoby śledzące doniesienia z tego "frontu" coraz to dowiadują się o kolejnych procesach firm "poszkodowanych" w swoich prawach patentowych. Ostatnie doniesienie to patent na handel zabezpieczonymi plikami uzyskany przez amerykańską firmę E-Data (patrz artykuł "Patent na Internet"). To, że jest to cicha wojna wiedzą tylko wtajemniczeni, jednak jest to wojna - i to na ogromną skalę. O co się toczy?
- Oczywiście o pieniądze. O wielkie pieniądze. Oczywiście pieniądze nie zarobione uczciwie, tylko wycwanione metodami "politycznymi". Teraz parę zdań wyjaśnienia.

W ostatnich latach stało się oczywiste, że świat stał się globalną wioską. Coraz trudniej jest utrzymać sytuację, w której wielkie ponadnarodowe i ponadpaństwowe organizacje czerpią gigantyczne zyski bez oferowania adekwatnego cenowo produktu ze swojej strony. Dość łatwo jest zrobić podobny "rewelacyjny" produkt w innym kraju świata. I to zrobić taniej. A jeśli nie taki sam  produkt, to podobny. A jak nie podobny, to inny, nawet lepiej pełniący tę samą funkcję. Za to sprzedawany on będzie najczęściej wielokrotnie taniej. A w końcu nie po to wielkie korporacje finansowe robią cokolwiek, aby konkurować uczciwie, nie po to, aby sprzedawać tanio. Dlatego od dawna toczy się walka o uniemożliwienie konkurencji uczciwego zarobienia na chleb. Orężem są patenty. 

Powoli dochodzimy do absurdu. Za parę lat będziemy mieli pewnie patenty na wszystko. Może nawet każda litera alfabetu stanie się czyjąś "własnością" intelektualną (a były już takie próby z literą @ - znakiem używanym w adresach poczty elektronicznej). Ale to nie koniec. W kolejce do zawłaszczenia sobie własności ogólnej stoją następne "wynalazki". Może słowa języka potocznego?
- Nieprawda? A przecież słowo "Windows" (co przecież oznacza po angielsku "okna") stało się faktycznie własnością firmy Microsoft. I to nie tylko to słowo, ale nawet podobnie brzmiące "Lindows" (użyte przez konkurencyjną firmę), z którego właściciel musiał zrezygnować wskutek zabiegów prawnych firmy Billa Gatesa. 
A teraz o wspomnianym patencie na Internet. Oto firma E-Data opatentowała mechanizm (cytuję z artykułu) "przesyłania informacji w wirtualnej formie do miejsca, w którym może ona zostać przeniesiona na materialny nośnik." Inaczej mówiąc wszystko co chcemy przesłać Internetem i może być nagrane np. na płytę CD (a przecież prawie wszystko może być na taką płytę nagrane) narusza ów patent. Za chwilę inna firma (albo i ta sama) powinna opatentować przesyłanie wszystkiego co może być wydrukowane (a właściwie wszystko w jakiejś formie może być wydrukowane), a jeszcze kolejna opatentuje przesłanie wszystkiego co może zostać powiedziane za pomocą dźwięków (też chyba wszystko pod to podpada). W efekcie dojdziemy (sorry, już doszliśmy) do sytuacji, że wszystko co się przesyła naruszy czyjeś prawa. A skoro naruszy, to będzie się należała "poszkodowanym właścicielom praw" gratyfikacja finansowa. Więc zapłacimy. My - wszyscy. W takiej czy innej formie. Zyskają nieliczni, którzy już teraz nie wiedzą co robić z pieniędzmi.

Ten ostatni patent nie oznacza oczywiście, że my - szaraczkowie będziemy płacić te pieniądze bezpośrednio do firmy E-Data. Zrobimy to pośrednio, gdy kupując towar zapłacimy za niego odpowiednio więcej. Bo firma produkująca skarpetki też będzie musiała w swoje koszty (a ostatecznie w cenę skarpetek) wliczyć opłaty za absurdalne patenty. A tych patentów na oczywiste rozwiązania jest więcej. Nie kilka, nie kilkanaście. I nie kilkadziesiąt. To są tysiące (!!!) takich ograniczeń, gdy musimy płacić pieniądze jakimś firmom żerujących na aktualnym prawie patentowym. Tysiące prawników zarabiają miliardy dolarów za sam fakt robienia czegoś przez nas (czy przez firmy, w których pracujemy) w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem. Niemal każdy towar może się załapać na jakąś "własność intelektualną".
Dlaczego to się utrzymuje? Dlaczego taki jawny absurd jest tolerowany, a nawet się rozwija?
- Nie jest trudno się zorientować - wielkim firmom i powiązanych z nimi rządom to się opłaca. Przeciętni ludzie nie widzą związku swojej biedy, braku pracy i drożyzny w sklepach z prawem patentowym. To jest ukryte, bo tym zajmują się "mądrzejsi". Dlatego mało kto protestuje. Ale w istocie za niepozorną sprawą prawa patentowego kryją się grube sumy wyciągane z naszych kieszeni. Wyciągane przez cwaniaczków i wyzutych z sumienia rekinów finansowych.

Czy ktoś to kiedyś powstrzyma?
- Jestem tu pesymistą. Wiele wskazuje na to, że polityczne naciski ze strony wielkich korporacji i powiązanych z nimi rządów jeszcze bardziej zacieśnią wyzysk patentowy. Wskazuje na to m.in. pomyłka polskiego przedstawiciela, który poparł patentowanie algorytmów programistycznych w Unii Europejskiej. Tylko, że za taką pomyłką stoją gigantyczne niezasłużone zyski ogromnych firm. Stoją milionowe pensje prezesów i milionowe łapówki dla polityków. I ogromne naciski państw mających udział w pieniądzach w ten sposób wyłudzonych. 
Przoduje w tym Ameryka (Stany Zjednoczone), gdzie patentuje się od dawna prawie wszystko. Tamtejsze urzędy patentowe są zainteresowane, aby patent wszedł w życie, bo na tym zarabiają. Odrzucenie patentu (np. w imię tego, że miałby chronić on banalne i od dawna stosowane rozwiązanie) nie jest w interesie urzędnika i jego pracodawcy. 
Są tego dalsze konsekwencje. Bo np. narzucenie światu zasad amerykańskiego prawa patentowego przyniesie temu mocarstwu ogromne korzyści finansowe - łatwy zarobek pobierany niemal od całego światowego handlu i światowej gospodarki. Zarobek właściwie za nic. Być może więc wkrótce Europa, Azja, ogólnie cały świat będzie musiał się dzielić swoimi zyskami z amerykańskimi wielkimi firmami. Częściowo może z firmami europejskimi, tylko że zanim Europejczycy dogonią w Amerykanów w patentowym absurdzie, najpierw dadzą się wielokrotnie oskubać prawnikom zza oceanu. Bo chętnych do łatwych pieniędzy są rzesze. Ale znacznie większe rzesze będą za to płacić. 

Zainteresowanych zapraszam na stronę polskiego rządu ( http://debata.ukie.gov.pl/test/dp.nsf/Start?Open ) , gdzie każdy może dokładniej może zapoznać się projektami zmian w prawie i komentarzami internautów. Może jak więcej osób poprze słuszną sprawę, to będzie chociaż minimalna szansa, że ktoś się trochę przestraszy niezadowolenia wyborców. Zanim się znowu pomyli...

Michał Dyszyński - dodano do serwisu 5 sierpnia 2004

 

 

Chwała inspektorom

Wczoraj media dość obszernie informowały o rozpoczęciu się w Polsce pracy rosyjskich inspektorów, sprawdzających czy unijne normy sanitarne stosowane przy produkcji mięsa są rzeczywiście spełnione. Na początkowym etapie inspektorzy ze wschodu postanowili sprawdzić polskie restauracje. I tu olśniła mnie genialność tego pomysłu!

Jakżeż wiele danych o metodach uboju zwierząt i normach stosowanych w przetwórstwie można uzyskać w restauracji. Próbując kotleta z zabitej w polskiej masarni świni, można nie tylko dowiedzieć się o normach stosowanych w tym zakładzie, ale także o zastosowanych przyprawach ziołowych, czy warunkach przechowywania soli konserwującej mięso. A przecież zakres kontroli inspektorów w restauracji można bardzo łatwo poszerzyć - np. degustacja wiśniówki może wiele powiedzieć o normach jakie stosują polscy plantatorzy wiśni, zaś parę głębszych wódki czystej poinformuje Inspektorów o spełnianiu zaleceń unijnych przez polski cukier, albo pszenicę. 

A gdybyśmy mieli np. w przyszłości eksportować prąd elektryczny na wschód?
- Wtedy inspektor powinien pójść do kina na jakiś dobry film. Badając jakość światła wytworzonego dzięki polskiemu prądowi będzie on w stanie ocenić jakość tego ostatniego. Podobnie inspekcja w jednej z warszawskich agencji towarzyskich mogłaby spowodować przetestowanie "w warunkach bojowych" polskich prześcieradeł. A wtedy mogłyby być one eksportowane do krajów WNP.

Jasne jest, że cechy produktu w sposób bezsporny wynikają z zastosowanych przy produkcji norm (w szczególności norm unijnych). Jednak wielki szacunek musi budzić fachowość owych inspektorów, jeśli badając gotowy towar są w stanie oceniać spełnianie norm produkcyjnych. I chyba unijni inspektorzy mogą się wiele nauczyć od swoich kolegów ze wschodu. 

Michał Dyszyński 21 lipca 2004

 

O obrażalskich, (bez)prawiu, Internecie i ewolucji

Na stronie brytyjskiego serwisu informatycznego ZDNET przeczytałem kilka dni temu informację o przyznaniu przez ten serwis tytułu: "most stupid piece of Internet legislation in the world" (czyli w wolnym tłumaczeniu: "Największy na Świecie wygłup internetowego prawodawstwa"). "Laureatem" jest sąd w nieodległej Francji (czyżby kolejny przyczynek do odwiecznej rywalizacji obu nacji?... - ZDNET jest prowadzony przez Brytyjczyków), który zakazał Francuzom wchodzenie na strony www aukcji oferujących pamiątki po nazistach. Problem w tym, że wspomniane aukcje są organizowane w Internecie, poza terytorium Francji.  Dlatego, w celu realizacji niniejszej decyzji, ten że sąd dał organizującemu aukcje amerykańskiemu portalowi Yahoo dwa miesiące na zastosowanie się do decyzji, czyli zablokowanie dostępu do nazistowskiej aukcji dla wszystkich francuskich internautów. Jak pisze wspomniany serwis, prawodawstwo francuskie rozważa wprowadzenie obowiązku konsultowania z nim każdej publikacji na stronach Światowej Sieci, jeżeli mogłaby ona być niezgodna z francuskim prawem. 

Teraz będzie komentarz autorski. Ta moja refleksja sięga w bardziej ogólne sfery niż tylko pamiątki po nazistach, a u jej podstaw jawi się pytanie:
   jak bardzo prawo, grupy ludzi, organizacja może nakazywać coś innym ludziom?
Z jednej strony jest oczywiste, że nakazy i zakazy są niezbędne - nie wolno zabijać, nie wolno kraść. Z drugiej jednak, kwestią dyskusyjną jest, jak bardzo określone osoby powinny się dostosowywać do czyjegoś widzimisię (nawet jeśli to jest widzimisię rządu dużego państwa). Bo w różnych krajach, różne czyny są dozwolone i zakazane. W niektórych krajach islamskich nie wolno jest propagować chrześcijaństwa. Gdyby taki rząd mógł swoje prawo wprowadzać, to zapewne nakazałby usunięcie strony Watykanu, czy Polskiego Episkopatu. W niektórych krajach zakazane jest publikowanie treści niezgodnych z aktualną linią polityczną (Chiny, Korea Pn. i niemało innych) - co by się stało, gdyby ich wyroki dotyczące zamknięcia dysydenckich stron musiał respektować świat?... Piszę to także w kontekście dość powszechnych w Polsce procesów o obrazę uczuć religijnych. Wiele osób w różny sposób czuje się obrażonych i dochodzą swoich roszczeń w sądzie. W krajach o innym poczuciu "obrażenia" uznaje się najczęściej większą swobodę wyrazu artystycznego niż w naszym Kraju. Oczywiście nie zamierzam to stawać po jakiejkolwiek stronie w konkretnym przypadku, jednak na moje wyczucie, co niektóre "obrażone" osoby są wyjątkowo obrażalskie (choć w innych sytuacjach przyznałbym rację skarżącym, bo niewątpliwie "prowokowanie" publiczności przez artystę powinno mieć swoje granice). 
Ale patrząc na rzecz bardziej ogólnie, tak sobie myślę, czy owe obrażone osoby nie zauważają wyrywkowości zauważonego przez nich "przestępstwa" - czyli, że najczęściej to, co spowodowało ich dyskomfort emocjonalny jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej podobnych informacji, dzieł artystycznych, wypowiedzi. Aby te pozostałe znaleźć (choć też tylko w części) wystarczy tylko uruchomić wyszukiwarkę internetową (wpisać kilka słów) i znaleźć setki obraźliwych publikacji - w różnych krajach świata, różnych kulturach (czasami słowo "kultura" może być tu użyte nieco na wyrost...).

Problem nie jest banalny, bo prędzej czy później, może stać się zarzewiem poważnych konfliktów. W końcu wraz z rozwojem technik informacyjnych i dostępu do treści będzie rosło znaczenie propagowania idei i wszystkie związane z nim niebezpieczeństwa. Jak pogodzić ze sobą interesy ideowe całkowicie antagonistycznych dzisiaj grup - islamistów i radykalnych chrześcijan, fundamentalistów i liberałów, wolnomyślicieli i obrażalskich na wszystko i wszystkich?...
Pewnie się nie da. To co dalej? - zaczynamy kolejne wojny?

Typowy człowiek ma wbudowane w swoją psychikę szczególne pragnienie: zmusić Świat, aby był "po mojemu".
- po mojemu, czyli wg tego co mnie uczyli rodzice, co sobie wymyśliłem, co polubiłem, co uznaje "moja grupa". To się wydaje ważniejsze, bardziej rozsądne niż myśli i pragnienia innych ludzi, innych grup. 
Tak myśleć nakazuje nam mechanizm ewolucyjny. Bo z tegoż ewolucyjnego punktu widzenia patrząc właśnie o to chodzi, żeby była wojna. Chodzi o dominację, konflikt, chodzi o wojnę. W toku wojny dochodzi do zabijania niektórych osobników. Teoretyczne - odpadają słabsi, zaś geny się doskonalą... Teoretycznie...
Bo wydaje mi się, że ostatnio ludzkość ma poważny problem. I ewolucja (jeśli by ją tu spersonalizować) - też. Bo ów sprawdzony od milionów lat mechanizm, w przypadku ludzi, właściwie prawie przestał już działać - przynajmniej w w odniesieniu do wojen między narodami i w tym pozytywnym sensie. Bo teraz wojna stała się zbyt masowa, zbyt skuteczna. Dziś wojna w równym stopniu spowoduje kataklizm dla mądrych i głupich, silnych i słabych, wytrwałych i wątpiących. Wojna jest już tak masowa, że prawie nic nie różnicuje, nie wyłania osobników o lepszych genach. Ona wyłania martwe pustynie.

Jednak mechanizm dominacji i dążenia do wojny w ludziach pozostał. Im bardziej prymitywny w myśleniu człowiek, tym lepiej to widać. Prymitywni ludzie pragną się bić, pragną okrucieństwa. Nie są w stanie opanować nakazu ewolucji. Widać to na stadionach, widać w rzeziach plemiennych, wojnach domowych, zajadłości grup terrorystycznych. Wielu ludzi pragnie "zabijać wrogów". To jest ich nakaz życia, powołanie. Wrogów zawsze można znaleźć - w końcu to kwestia umowna, kogo do wrogów zaliczymy. Będą więc zabijać z potrzeby serca, z nakazu ewolucji. Czy to islamiści, czy to chrześcijanie. Bo niestety, to nie tylko islamiści chcą mordować. Chrześcijanie, katolicy, protestanci - też. Nakaz miłości bliźniego, póki co nie przedarł się do wielu, tkwiących w okowach ewolucji, umysłów (doskonałym przykładem są odległe zaledwie o kilka lat wydarzenia w Rwandzie).
Jak daleko nas zaprowadzi? Czy ludzkość przetrwa?

Na koniec jeszcze wrócę do pamiątek po nazistach - pozwolić nimi handlować, czy nie? - ja bym akurat pozwolił. Nazizm jest historią tego globu, jest dokonaniem ludzkości - takiej jaka ona jest - i trzeba o tej historii pamiętać! Trzeba pamiętać o nazistach, stalinistach, zabójcom polskiego UB i wielu innych. Jeśli nie będziemy pamiętać, do czego zdolni są ludzie (tacy jak my!), to ewolucyjne prawo zabijania nie znajdzie żadnej przeciwwagi w naszej świadomości. Trzeba pamiętać o nazistach, zbierać pamiątki po nich - aby nikomu do głowy nie przyszło, że to przecież niemożliwe, aby ludzie tak czynili innym ludziom, że to tylko mit, wymysł. Trzeba te pamiątki zachowywać, a wraz z nimi pamiętać o zbrodniach. I piszę to niekoniecznie w kontekście Narodu Niemieckiego, bo nie wiadomo, czy "My" jesteśmy lepsi, czy gorsi, czy tacy sami. A nawet jeśli nie dalibyśmy się swojemu "Fuhrerowi" aż tak pociągnąć do wojny ze światem, to obserwacja aktualnej podatności społeczeństwa na demagogię pokazuje, że pewnie niejedno by się nam "zdarzyło". 
Jeśli zaś to pokolenie nie wyciągnie wniosków z historycznych grzechów świata, to będzie musiało wyciągać je z grzechów własnych. A to będzie znacznie bardziej bolało...

Michał Dyszyński, dodane do serwisu 16 marca 2004

 

Żadne prawo nie pomoże...

Coraz to dobiegają sygnały o tym, jak to prawo jest wykorzystywane przez rozmaite osoby do osiągania przeróżnych celów finansowych. Przykładów jest wiele:

strajk włoski - polegający na ścisłym przestrzeganiu prawa

szykanowanie firm przez urzędników za pomocą przeróżnych przepisów

ochrona rynków za pomocą zawiłych procedur prawnych

itp. itd...

Wszystko to razem stawia pytanie: do czego tak naprawdę służy dzisiaj prawo? Po co nam takie prawo, które powoduje, że problem zaczyna się, gdy jest ono dokładnie przestrzegane? Może gdyby tego prawa w ogóle nie było, to nie tylko mielibyśmy mniej kłopotów ze zbędnymi nakazami i zakazami, ale jeszcze nie wydawalibyśmy tyle pieniędzy na prawników?...

Słyszymy głosy polityków, że "prawa należy przestrzegać", że "tworzymy państwo prawa" itd. Tymczasem jak można przestrzegać przepisów, które nie dość, że są często wewnętrznie sprzeczne, dla większości niezrozumiałe, to jeszcze sama konieczność ich przeczytania w całości (nie mówię już o nauczeniu się i zapamiętaniu) spowodowałaby wyłączenie wielu osób z ich normalnej działalności na długie miesiące. A przecież w swojej działalności oni muszą to prawo stosować!

Czym jest dzisiaj prawo?
- może głównie sposobem zarabianie na życie przez absolwentów wydziału prawa?...

Może jest to też sposób na tworzenie niesprawiedliwości? - bo np. ochrona patentowa. Jest mnóstwo rozwiązań technicznych oczywistych, lub prawie oczywistych, często takich, że średnio inteligentny inżynier wpadnie na nie po niedługim zastanowieniu się. Jednak (nie wiem jakimi metodami) wiele firm uzyskało patenty na tego rodzaju "odkrycia" i będzie pobierać od innych firm pieniądze za... - no właśnie: za co?

Znane mi przykłady są dość liczne. M.in. firma Philips uzyskała patent na wykonywanie dwóch różnych analiz na tej samej próbce materiału dźwiękowego (dokładniej chodzi o to, że można np. podczas podawania hasła przez telefon dodatkowo sprawdzać jego tożsamość metodami analizy dźwięku). W sumie wydaje się oczywiste, że jak dysponujemy próbką dźwiękową, to możemy ją analizować pod różnymi kątami, jednak za analizę identyfikacja + rozpoznawanie mowy trzeba będzie płacić tantiemy Philipsowi. A oto inny przykład - Symantec opatentował możliwość dosyłania do bazy danych tylko tych informacji, które są aktualne (jakby to było wielkie osiągnięcie, że nie dosyłamy już przesłanych informacji), próbowano też "wydusić" prawa do łączy hypertekstowych (czyli do zasady, że kliknięcie na tekście powoduje odesłanie do odpowiedniej strony w Internecie). Kuriozum jest opatentowane w Australii... KOŁO. Ten ostatni przykład był swego rodzaju protestem inżyniera, który chciał wykazać w ten sposób indolencję urzędów patentowych i zgłosił ów wynalazek.
Na szczęście nie zawsze cwaniakom patentowym się udaje - znany "producent" pamięci - firma Rambus - próbowała się wzbogacić patentując rozwiązania, w tworzeniu których uczestniczyła jako członek otwartego forum. Gdy pozostali uczciwie potraktowali wyniki forum i zastosowali je w swoich produktach bez angażowania w sprawę urzędników (jako dobro wspólne), Rambus omawiane rozwiązania opatentował i pobierał od nich tantiemy. Na szczęście któraś tam rozprawa sądowa zakończyła się porażką sądową wspomnianej firmy.

Jednak z tej głupoty prawa i wprowadzających je urzędników rzadko wyciągane są wnioski. A jest ich kilka:

po pierwsze (wniosek trywialny) - mamy złe prawo (nie tylko z resztą w Polsce) - prawo, które bardzo często nie służy sprawiedliwości, tylko jej zaprzeczeniu

po drugie (wniosek też prosty, choć nie tak trywialny) - trzeba jednak przyznać, że tworzenie dobrego prawa nie jest proste - tutaj trzeba zmierzyć się z nieokreślonością sformułowań, z naginaniem interpretacji, a potem z mozolnymi próbami doprecyzowania o co w rzeczywistości chodzi - gdy stworzymy prawo "nie kradnij", to zaczną się wątpliwości - pożyczenie bez zgody to kradzież? A tylko obejrzenie? A przy zgodzie udzielanej w innej intencji, tylko niejasno sprecyzowanej? A jeśli tej zgody na pożyczenie z przyczyn obiektywnych nie dało się uzyskać? A w przypadku "wyższej konieczności" A jeśli człowiek, któremu coś zabieramy jest nam winien znacznie więcej? itd. itp. Od określenia czegoś do sensownego wykonania droga jest najczęściej niełatwa.

ale dla mnie najważniejszy wniosek (choć chyba mało oczywisty) brzmi: prawo bez dobrej woli i mądrości ludzi je wprowadzających stanie się raczej zawadą w rozwoju ludzkości i gospodarki, niż pomocą. A chyba zawsze podporą sprawiedliwości będzie dobry sędzia, czyli człowiek, który znajdzie metodę na ukaranie oczywistego złoczyńcy (mimo, że np. złoczyńcę tego chronią jakieś kruczki prawne) i wybronienie osoby szlachetnej i uczciwej, która z powodu jakichś tam przepisów podpada pod ukaranie. Dobry sędzia, to człowiek, który wyjdzie ponad słowa sformułowań prawnych i dotrze do ich ducha.