Strona główna | FilozofiaLiryka | komentarze różne | GaleriaInformatyka |     | O Fizykon.orgu

Dział komentarzy i recenzji

Recenzje wydawnicze

Słowa kluczowe - Wiesław Babik

Filozofia (w) fizyce - Jarosław Kukowski

Epistemologia - Jan Woleński

Komentarze o szkole i edukacji

Komentarze związane z etyką i psychylogią

Komentarze polityczne 

Komentarze o mediach  

 

Filozofia
Dłuższe opracowanie

O pojęciu prawdy

Fundamentalizm i libertynizm

Mrzonki ateizmu

Opowiastki filozofujące

Krótkie myśli

Komentarze

O myśleniu twórczym

Liryka
Liryka fizyka

 

Droga życia

Przestrzeń

 

Blogi różne

Dlaczego wolne oprogramowanie...

Komentarze związane z etyką i psychologią

Komentarze o szkole i edukacji

 

Esej o wyborze i wolności

W swoim czasie podczas wymiany zdań na jednej z grup dyskusyjnych wyrażono następujący pogląd:
„Człowiek zmienia zdanie o wszystkim, poza jednym: ze to, co w danym momencie uważa jest najlepszym, co może w danej chwili uważać.”
(dla bywalców religijno – filozoficznych dyskusji dopowiem, że autorem tego zdania jest Jarek Dąbrowski tytułujący się często jako „Wuj”).

Dziś skomentuję to ostatnie zdanko. Trochę dlatego, że mi się podoba :). A trochę też i dlatego, że myśl w nim zawartą chcę rozwinąć i przekształcić w różne wnioski. Ale też się i przyczepię, chociaż  raczej rozszerzająco niż zdecydowanie polemicznie. Bo choć w dużym stopniu zgadzam się z nim "teoretycznie", to wydaje mi się, że rzeczywistość wystawia je jednak na spore „kłopoty”.

Zacznę od analizy związanej z pytaniem:
Czy można temu zdaniu zaprzeczyć swoim postępowaniem (swoją postawą)?
-
niby nie (na pierwszy rzut oka).
Bo załóżmy, że gdzieś uważam "A". W pewnym momencie coś się zdarza, że "powinienem uznać "nie A". Jeżeli nakaz tej zmiany przyjmuję, to automatycznie (mimo odwrócenia samego poglądu) znowu czynię się zgodnym z owym zdaniem, tylko że teraz " nie A" uważam za najlepsze. I jak bym nie kręcił z próbą zaprzeczenia – zawsze wyjdzie, że to co uważam – jest MOIM POGLĄDEM, jest w zgodzie z własnym wyborem (wedle starej zasady - jak się nie obrócisz, zawsze d... będzie z drugiej strony). Człowiek, który uważa niezgodnie z sobą, wpada w "paradoks kłamcy".

Można więc pytać inaczej: Czy człowiek w ogóle może nie być sobą? – czy może coś myśleć, decydować wbrew sobie?

- bo faktycznie człowieka można wepchnąć w sytuacje, które są wbrew jego woli, można zmusić do działań wbrew jego woli, ale zmusić do myślenia wbrew temu co uważa za słuszne?...

Ale...

Jednak się uprę - na siłę, chcę tu zaprzeczyć.

Co zrobię?

Koncepcja jest taka:
- na początek staram się "nie uważać" (nie uważać za najlepsze). Mogę po prostu nie mieć własnego zdania. Przyjmuję wszystko na zasadzie ABSOLUTNEGO POSŁUSZEŃSTWA (albo wyboru absolutnie losowego - rzucam kostką).
Absolutne posłuszeństwo (jak i bezwarunkowe zdanie się na los) polega na nie zadawaniu sobie pytania o dobro, o sens, mój stosunek do sprawy, tylko próbie realizowania – tak wedle oczywistego algorytmu, jak głupia maszyna.
Ten sposób wydaje mi się być najbardziej sensownym zaprzeczeniem, gdyż wyklucza osobę z wyboru (ciekawym problemem jest tu pytanie: czy tak postępujący człowiek mimo wszystko nie wprowadza jednak swojego wyboru – np. poprzez ocenę CO podpada pod ów realizowany nakaz – zakaz, lub JAK ten nakaz – zakaz powinien być spełniony w praktyce, ale to odrębna, poważna dyskusja).

Teraz drugi problem: czy ów negatywny schemat jest spotykany w życiu?

Moim zdaniem ZDECYDOWANIE TAK!

Ludzi bezmyślnie posłusznych są miliony. I choć można też często ich "wybór" uznać jako potwierdzenie omawianego zdania – bo skoro ktoś "zaufał" zewnętrznemu źródłu, więc wybrał w sposób wg siebie "najlepszy", czyli nie mielibyśmy żadnej sprzeczności.
Tyle, że ja protestuję przeciwko legalności użycia określenia "według siebie". Faktyczne źródło decyzji jest w tej sytuacji POZA człowiekiem, a jego wybór jest fikcją.

Po co to piszę?
- moim zdaniem świadomość istnienia tej konstrukcji myślowej jest fundamentalna dla zrozumienia istoty wolnej woli i świadomości. Tzn. tak naprawdę ona (a nie obiegowa wizja) ustala granice wolności. Ustala je zupełnie inaczej niż to się przyjmuje tradycyjnie.

Co jest brakiem wolności?

Bo co w istocie jest zaprzeczeniem wolności?

Oto moje typy:

1. brak MOŻLIWOŚCI REALIZACJI wybranej drogi (najbardziej typowa interpretacja)

2. brak ŚWIADOMOŚCI istnienia różnych dróg do wyboru

3. brak KRYTERIÓW DO WYBORU już widocznych różnych dróg (czyli inaczej nie rozpoznawanie sensu w naszych wyborach).

A tak naprawdę, to należałoby ująć te typy – poziomy wolności w odwrotnym, bardziej chronologicznym, porządku:

  1. brak ŚWIADOMOŚCI różnych dróg do wyboru (na początek trzeba przecież zauważyć możliwość wyboru).
  2. brak znajomości KRYTERIÓW DO WYBORU już widocznych różnych dróg (wybór, jeśli to ma być „nasz” wybór powinien opierać się o „nasze kryteria”, jeśli tych kryteriów nie ma, to wybór jest przypadkowy).
  3. brak MOŻLIWOŚCI REALIZACJI wybranej drogi (dopiero tu pojawia się wolność w typowym ujęciu, gdzie ludzie walczą o realizację tego czego pragną, a nie potrafią zrealizować).

Większość ludzi widzi brak wolności niemal wyłącznie wg interpretacji c
- czyli "nie ma wolności", jeśli chciałbym A, ale nie dają mi posiąść A. 
Wg mnie skupianie
się na tym ujęciu, jest dość prymitywnym podejściem, bo człowiek podlega i tak wielu ograniczeniom i normalnie mu one nie przeszkadzają (np. mało kto nazywa brakiem wolności ograniczenie w postaci niemożliwości przebywania w temperaturze 10 000 stopni). Tak więc w istocie ten brak wolności jest
silnie sterowany przez (najczęściej narzucone nam przez wrodzone instynkty i nacisk otoczenia) emocje i pragnienia - czyli i tak człowiek jest niewolnikiem, tyle że właśnie tych emocji.

Pełnia wolności pojawia się dopiero wtedy, gdy pokonamy ograniczenia a i b (w tym uporządkowanym ujęciu), tzn. gdy:
- widzimy możliwości wokół siebie (m.in. takie których często inni nie dostrzegają i są tu tylko nieświadomymi niewolnikami)
- umiemy nasz wybór powiązać z CELAMI do których dążymy, lub umiemy je zrozumieć na tyle, że dokonywany wybór nie uczyni nam większej szkody niż korzyści.

Tak więc ostatecznie dylemat: wolność - niewola w istocie jest znacznie szerszym problemem zawierającym się w pytaniach:

1. czy wiem CO mogę wybrać?

2. czy POTRAFIĘ wybrać w zgodzie z tym co dla mnie dobre

3. i dopiero na końcu, czy ten wybór potrafię wcielić w życie.

Chciałbym zwrócić uwagę, że zaprzeczeniem zaś tych dwóch pierwszych punktów nie jest wcale wybór odwrotny od zamierzonego, ale CHAOS w wybieraniu (także po prostu "głupota"). A dla PRAWDZIWEJ WOLNOŚCI istotniejsze wydają mi się te dwa pierwsze punkty bo człowiek, który co prawda doskonale realizuje to co „wybrał”, ale wybiera pod wpływem cwanych manipulantów, wbrew własnemu interesowi, i niezgodnie z sensem i logiką jest "wolny" w karykaturalnym sensie.
Za to człowiek, który póki co pewnych celów nie zrealizował, ale ma ich świadomość i potrzebę, być może będzie potrafił dojść do tego samego celu inną drogą.

Piszę to wszystko dążąc do pewnego wniosku związanego z obserwacją użycia słowa „wolność”. Otóż odnoszę wrażenie, że większość osób nie bardzo rozumie jego pełen sens, powiązania, istotę. Najczęściej wolność jest widziana albo na płaszczyźnie politycznej, gdzie chodzi po prostu o elementarną sprawiedliwość, ew. prawo do kultywowania określonej tradycji, albo jako fakt wyznaczenia granic przebywania ludzi (przykłady negatywne to: więzienie, brak możliwości wyjazdu itp.) Nie przeczę temu znaczeniu słowa wolność. Jednak jest to tylko „wierzchołek góry lodowej”. Znacznie większe „pokłady” wolności odkryć można w sobie samym – w zdobytej wiedzy, mądrości, w umiejętności uwolnienia się od manipulacji. Dopiero umiejętność dokonywania SENSOWNYCH (korzystnych) wyborów czyni nas rzeczywiście wolnymi.