Strona główna | FilozofiaLiryka | komentarze różne | GaleriaInformatyka |     | O Fizykon.orgu

Dział komentarzy i recenzji

Recenzje wydawnicze

Słowa kluczowe - Wiesław Babik

Filozofia (w) fizyce - Jarosław Kukowski

Epistemologia - Jan Woleński

Komentarze o szkole i edukacji

Komentarze związane z etyką i psychylogią

Komentarze polityczne 

Komentarze o mediach  

 

Filozofia
Dłuższe opracowanie

O pojęciu prawdy

Fundamentalizm i libertynizm

Mrzonki ateizmu

Opowiastki filozofujące

Krótkie myśli

Komentarze

O myśleniu twórczym

Liryka
Liryka fizyka

 

Droga życia

Przestrzeń

 

Blogi różne

Dlaczego wolne oprogramowanie...

Komentarze związane z etyką i psychologią

Komentarze o szkole i edukacji

 

Droga przez las, droga przez życie...Opowieści - przypowieści

Opowieści i przypowieści są zakamuflowanym (mniej lub bardziej) obrazem tego co mi w życiu doskwiera, ale z różnych powodów nie mogę ludziom o tym powiedzieć wprost. A takie przypowiastki pozwalają przedstawić istotę sprawy bez uruchamiania emocji, które wiążą się z konkretnym problemem życia.

Spis treści opowiastek filozofujących

Opowieść o młodzieńcu
Opowiastka o obrazach
Potwor z morza
Bajka z morałem

 

Opowieść o młodzieńcu

Było sobie młody młodzieniec, który ożenił się z piękną dziewczyną. Dziewczyną nie tylko piękną, ale i dobrą i mądrą i w ogóle - ideał cnót. Młodzieniec był wniebowzięty, cieszył się z tego małżeństwa całym swoim jestestwem. Cieszyła się też rodzina jego i jego żony. Przychodzili krewni, dziadkowie, ciotki i wujkowie i mówili:

- jakże wspaniałą dziewczynę wyswatała ci Rodzina.
- jak to dobrze, że Rodzina znalazła ci taką dobrą dziewczynę.
- dzięki Rodzinie masz wspaniałą żonę
- dziewczyna jest wspaniała, a teraz ty jesteś z nami w Rodzinie.

Młodzieniec na początku znosił to dobrze, ale później zaczął się denerwować i mówić:
- rozumiem, mówcie o mojej żonie: że jest dobra, pracowita, piękna, miła, przestańcie o tej Rodzinie. Akceptuję fakt posiadania rodziny, ale kochałbym moją żonę bez rodziny. Cieszę się, że mam rodzinę, to ważne i dobre, jednak moja miłość do ukochanej jest niezależna od istnienia innych osób, pozostałaby nawet gdyby wszyscy pozostali ludzi na świecie znikli.
Ale oni nie rozumieli...Cerkiew na warszawskiej Pradze - nocą

Aż ostatecznie kiedyś rodzina znalazła dom młodzieńca pusty - nie było tam ani jego, ani jego żony. Została tylko kartka:
Odchodzę tam, gdzie będę mógł kochać moją żonę tak jak ona na to naprawdę zasługuje, a nie dla Rodziny i z powodu Rodziny.
11 września 1999

Opowiastka o obrazach

W pewnej galerii zorganizowano wystawę pięknych i wartościowych obrazów. Dyrektor galerii nakazał swojemu pracownikowi jak najlepiej wyeksponować dzieła. A szczególnie jeden obraz był wspaniały - doskonały w proporcjach, pięknie namalowany, bardzo wartościowy. Ten obraz - pomyślał sobie pracownik - muszę wyeksponować w sposób szczególny. Na ścianie, na której miało wisieć wspaniałe dzieło namalował wielkie słońce nad nim i złote promienie wokoło. Gdy powiesił obraz wyglądał on jakby w wielobarwnej koronie.

Gdy dyrektor galerii zobaczył dzieło swojego pracownika, bardzo się zdenerwował i powiedział:
- głupi pracowniku! - po co wspaniały obraz otaczasz jakimiś dziwacznymi bochomazami? Przecież wszyscy bez tego widzą, że to jest cudowne dzieło! A z resztą, nawet gdyby nie zauważyli, to twoje obramowanie tylko niepotrzebnie odwraca wzrok od tego co ważne. Zmaż wszystko co namalowałeś, a opraw obraz w solidną, ale prostą ramę, ścianę zaś pozostaw białą. Wtedy wszyscy zwiedzający będą widzieli to co namalował artysta, a nie twoje kolorowe ozdóbki.

Kiedyś wymyśliłem sobie potwora z morza.

Jest to ostatni z tego gatunku potworów na świecie, jest największy ze wszystkich istot, żyje już w samotności 1200 lat i wie, że będzie tak żył jeszcze długo. Teraz znalazł sobie pustą plażę na jednej z wysepek Oceanii, wyszedł na nią i płacze.

Ten obrazek został przez mnie pracowicie wygenerowany w wektorowym formacie Corel Draw

Potwór płacze nie tylko z powodu samotności. A właściwie chodzi tu raczej o to, że samotność - tak jak rozumieją ją ludzie - jest tylko jedną ze stron podstawowego problemu jego życia. Tym problemem jest uwięzienie w świecie braku złudzeń. Ludzie tworzą sobie złudzenia - że są bardziej mądrzy, albo ważni, albo potrzebni, że muszą coś udowodnić, lub zrobić niezwykłego - i to daje im siłę do życia. Gdyby nie mieli tych złudzeń, ich życie straciłoby sens. Potwór nie ma co udowadniać (bo przed kim?), czuje, że jego pomoc być może i wyniosłaby kogoś nad innych, jednak takie wyniesienie najczęściej i tak kończy się demoralizacją tego - któremu lepiej się powiodło.

Ludzie myślą, że samotność polega na braku bliskiej osoby. Ale tak nie jest. Samotność w większym stopniu polega na świadomości, że nie ma możliwości dzielenia się życiem z kimś innym. Można być samotnym w tłumie, w rodzinie, wśród przyjaciół. Samotnym stanie się też każdy, kto wyrośnie ponad przestrzeń banału życiowego. Bo łatwo jest stworzyć sobie iluzję dzielenia się myślami, jeśli tych myśli produkujemy niewiele, a do tego nie potrafimy odróżnić znaczenia naszych myśli od cudzych. Wtedy wystarczą proste gesty, oklepane zwroty i deklaracje "bycia razem". Wystarczą... dopóki nie spytamy się o ich rzeczywisty sens, o istotę.

Może więc lepiej nie myśleć za wiele, nie zadawać zbyt dogłębnych pytań?

Ale z drugiej strony, czy człowiekowi który czuje obok siebie wielki, wspaniały świat wzniosłych idei i prawdziwie głębokich uczuć można wytłumaczyć, aby poprzestał na banale i okłamywaniu się w imię wygody psychicznej? Czy w ogóle można wyłupić sobie ów wzrok spoglądania poza przeciętność? Chyba jednak jest tak, że kto raz ujrzał ten wspaniały świat i tak o nim nie zapomni. Jedyne co można by zrobić, to może zoperować mózg albo zabić zabić takiego człowieka.

Dlatego ten potwór jest samotny na zawsze. Nie znajdzie nikogo, kto go zrozumie, kto zada mu sensowne pytanie, sprzeciwi się inaczej niż mocą ignorancji lub przekory. Nie ma nadziei dla potwora z mojego obrazka.

 

Bajka z morałem

Było sobie królestwo. I był w nim król. Król był dobry; nie pozwalał na samowolę urzędników, rozumnie układał prawa, słuchał się rozsądnych doradców - słowem dbał o państwo i poddanych. I miał król córkę - królewnę piękną jak marzenie. Była ona tak pełna uroku, że gdy przechodziła, wiatr szumiał pieśń na jej cześć, ptaki zaczynały piękniej śpiewać, a promienie Słońca stawały się mniej palące. A była też królewna bardzo dobra - zawsze znalazła grosz dla biedaka, okruszek dla gołąbka i współczucie dla cierpiącego.Liście dębu
Toteż wszyscy bardowie i minstrele wysławiali zalety królewny. Niektórzy twierdzili, że jest ona żywym aniołem zesłanym na ziemię, inni że nie urodziła się normalnie tylko wyszła z kwiatu róży podlewanej Wodą Życia, a znalazł się nawet taki bałwochwalca, który chciał jej składać ofiary na ołtarzu. Jednak większość narodu radowała się po prostu z tego że ma tak wspaniałego króla i cudowną królewnę.
A był też królestwie jeden kaprawy grabarz, który miał córkę brzydką jak noc, złą jak dolina węży, a do tego przeraźliwie głupią. Ten to grabarz z zazdrości powiedział kiedyś w karczmie, że słyszał, że księżniczka wcale nie jest taka piękna, że ma wrzód na plecach, potajemnie znęca się nad wróbelkami, a on sam widział jak ta niby najpiękniejsza dłubie w nosie, pluje na kwiaty i klnie gorzej niż szewc Jamrozy Grabarz. Oszczerca dostał za te słowa kuksańca od sąsiadki, rozwodnione piwo od karczmarza i nieprzychylne spojrzenia od rolników siedzących w gospodzie, ale słowa pozostały słowami.
Zdarzyło się jednak, że usłyszał to wędrowny bard z innego kraju, niezbyt w dodatku przychylnego tutejszemu dobremu królowi. Posłuchał, pomyślał i następnego dnia ułożył piosnkę, w której śpiewał, że królewna jest mało ładna, że nosi maskę, a król sztucznie utrzymuje bajki o jej urodzie żeby łatwiej było mu utrzymać posłuch w państwie. Chodził bard z tą piosnką po miastach i siołach, śpiewał ją wszystkim którzy byli w pobliżu. Mało tego, dołożył parę zwrotek, w których nazmyślał różnych gorszych okropności na królewnę i rozpowiadał o rzekomych jej kontaktach z czarownicami, które miały osłaniać prawdziwą szpetotę królewskiej córki magią i strasznymi specyfikami.
Jednak ani prosty lud, ani wykształceni wielmoża nie słuchali tych wymysłów złego barda. Często obity wylatywał z gospody, a jego imię stało się synonimem kłamliwej obmowy i bezinteresownej złości. Jeżeli nawet czasem jakaś gorsza kreatura ludzka przyznawała mu rację, to nikt na dłuższą metę nie traktował tych bajań serio.
Jednak był w tym państwie również bardzo gorliwy marszałek królewski. Kiedy usłyszał on o śpiewach złego barda uznał, że takie zachowanie jest niedopuszczalne. Następnego dnia polecił wydać dekret zabraniający jakichkolwiek publicznych wystąpień obrażających cześć księżniczki. Długa, szczegółowa lista informowała też jakich słów nie można było używać w odniesieniu do córki króla. Całość kończył przepis mówiący, że kto przekroczy niniejsze zakazy zostanie publicznie ubiczowany. Jednocześnie też marszałek kazał wsadzić złego barda do lochu, aby przez tydzień pobytu ze szczurami o chlebie i wodzie "nieco zmądrzał".
Dobra księżniczka, kiedy dowiedziała się o wszystkim osobiście poszła do lochu uwolnić barda, który oczarowany jej osobą przysiągł wszystko co złe na nią odwołać i śpiewać wyłącznie pieśni ku czci "najpiękniejszej księżniczki". Jednak wolność nie na wiele zdała się bardowi, bo marszałek nasłał na barda zbirów, którzy tak go pobili, że od tej pory mógł jeździć jedynie na wózku.
Wszystko to postanowił wykorzystać zły król sąsiedniego państwa. Wysłał do kraju księżniczki trzech innych bardów którzy potajemnie łamali zakazy marszałka i cichaczem śpiewali o głupocie króla i szpetocie jego córki. Kiedy aresztowano dwóch z nich i publicznie biczowano, część mieszczan zaczęła w przemyśliwać, czy, skoro król musi posuwać się do takich represji w obronie królewny, to czy aby coś z tego co śpiewano nie jest prawdą. Wkrótce też zaczęto w gospodach opowiadać o złych cechach księżniczki. Nawet bard na wózku nie mógł sprostować tych bajań, bo mówiono, że musi tak mówić, bo boi się królewskich zbirów.
Można kupić sobie zegar słoneczny, albo kwarcowy, ale samego czasu przekupić się nie da... Wkrótce też w państwie zaczęło źle się dziać. Coraz więcej ludzi szeptało potajemnie o tyranie i jego córce - diablicy. Represje nasilały się, wkrótce w więzieniach pełno było skazanych za "obrazę królewskiej córki". Nie pomagały pieniądze wydawane przez urzędników na poetów sławiących zalety królewny - prawie nikt ich nie słuchał, a prawomyślnych bardów wyśmiewano jako królewskich przydupasów. Zaś król z ościennego państwa tylko zacierał ręce...

To koniec bajki. Morał, który miał wynikać z tej bajki jest związany z pytaniem:

czy jest sens zawsze bronić się przed nieprawdziwymi zarzutami?
lub: kiedy naprawianie świata w dobrej wierze (jak marszałek królewski) staje się niedźwiedzią przysługą?

Choć jeszcze lepiej światło na morał rzuci chyba geneza powstania tej bajki - otóż wzięła się ona jako efekt obserwowania dyskusji sejmowych w stylu "co by tu niesłusznego zakazać, a słusznego wzmocnić". I wiąże się z moją wiarą w to, że to co naprawdę dobre i piękne, nie potrzebuje żadnego poparcia ze strony instytucji, a poparcie takie zazwyczaj więcej zaszkodzi niż pomoże.
Bo nie da się nakazać Dobra, Piękna, Prawdy - te wartości muszą bronić się same! Obrona, która przychodzi z zewnątrz, najczęściej stawia je tylko pod znakiem zapytania.