|
1. Zasada pierwsza i najważniejsza:
Słuchając!!!
Niektórzy kupują sprzęt na zasadzie "kupuję Sony", albo
"idę kupić wieżę Panasonica", w podobny sposób jak się
kupuje proszek do prania. Kompletny idiotyzm! Sony
wytwarza sprzęt audio w cenach od 100 do ponad 10 tys. zł i te różnice
cenowe naprawdę mają uzasadnienie. Podobnie Technics, Onkyo, Panasonic,
Denon, Marantz, B&W, NAD i pozostali. Ten wymarzony dla
nas zestaw być może jest wytwarzany przez całkiem nie znaną nam firmę.
Bo dobrych wytwórców sprzętu audio jest sporo, a ci najbardziej
cenieni przez audiofilów są w większości nieznani sprzedawcom w
supermarketach. Poza tym w tej samej grupie cenowej sprzętu istnieją bardzo
duże różnice jakości dźwięku. I choć faktem jest, że średnio
sprzęt za 2000 zł gra gorzej niż ten za 4000 zł, to lepsze
egzemplarze z tańszej grupy, mogą okazać się "wydolniejsze"
niż słabsze z tej droższej.
Poza tym różne osoby mają różne upodobania - pewien sprzęt może
świetnie nadawać się do słuchania "metalu", ale już nie
do bluesa, inny z kolei pięknie oddaje wokale.
Poza tym jeśli idziemy do sklepu w celu zakupu sprzętu koniecznie
weźmy ze sobą DOBRZE ZNANĄ I OSŁUCHANĄ PŁYTĘ (a jeszcze lepiej
dwie - trzy, różniące się charakterem). Na osłuchanych utworach
widać najlepiej różnice między różnymi zestawami.
2. Zasada druga: nie daj się zwieść dudniącym
basom
Basy dobrze się sprzedają, bo słychać je z daleka. Jednak w
prawdziwym słuchaniu muzyki nie o to chodzi aby fundować sobie
nieustanny masaż wnętrzności - jeśli dudniący hałas zagłusza
resztę instrumentów i dominuje nad wszystkim bez względu na rodzaj
nagrania, to nie jest wytwarzany przez dobry sprzęt. Dobry bas powinien
być z jednej strony sprężysty i wyrazisty, z drugiej chętny do
zadziałania gdy go o to proszą (ale tylko wtedy, gdy go poproszą!).
Oczywiście, tam "gdzie trzeba" bas powinien "przywalić",
ale nie ciągle zagłuszać resztę dźwięków. Takie wszechogarniające Łubudu co chwila, zagłuszające
pozostałe dźwięki utworu, to muzyka dla plebsu, a nie wyrobionych słuchaczy.
3. Zasada trzecia: Uwaga na wysokie tony!
- pamiętajmy, że ostro syczące wysokie tony bywają bardzo atrakcyjne
jako pierwsze wrażenie, ale po dłuższym słuchaniu spowoduje, że
"krew zaczyna płynąć z uszu". Częstym błędem kupujących
jest uznanie ostrości dźwięku jako miernika jakości sprzętu. A
potem nie będzie się chciało słuchać takiej muzyki, która brzmi
jak pocieranie żelazem o szkło. Chyba że ktoś szczególne upodobanie
do bardzo ostrego metalu...
4. Zasada czwarta: nie wszystko do wszystkiego
pasuje!
Może się zdarzyć, że zestaw brzmi pięknie w studiu sklepowym, a
przeniesiony do małego pokoiku - znacznie gorzej. Poza tym sama zmiana
kolumn może z teoretycznie marnego sprzętu zrobić całkiem niezłego
muzyka. Najlepiej byłoby pożyczyć sobie wypatrzony zestaw do domu,
pograć kilka dni i dopiero móc się zdecydować. Z tego co mi wiadomo,
część naprawdę dobrych (w tym sensie dobrych, że przyjaznych
klientowi i dbających o jego rzeczywistą satysfakcję, a nie tylko
"dobrych marką") sklepów umożliwia zapoznanie się ze sprzętem
przed zakupem. Niektórzy tego nadużywają, bo próbują w domu, potem
oddają wypożyczony sprzęt, a potem idą do supermarketu kupić to
samo "bo taniej". Ale to przecież nie fair, poza tym nie jest
to liczna grupa nabywców.
7. Zasada piąta: nie ulegać magii liczb!
Kiedyś sprzęt kupowało się prosto - wystarczyło zajrzeć do
katalogu i wybrać model co ma dużą moc, szerokie pasmo przenoszenia i
niskie szumy. Te trzy liczby były "przepustką" do sukcesu w
zakupie.
Niestety, w toku rzetelnych badań okazało się, że taki technicznie
prosty model jest złudny. Dwa zestawy muzyczne o niemal identycznych
parametrach mogą grać (w odsłuchowym znaczeniu tego słowa) bardzo różnie.
Poza tym, jest bardzo wiele norm, które są ze sobą niezgodne, a które
produkują podobnie wyglądające liczby znamionujące możliwości
aparatury. Najbardziej myląca jest tu np. moc PMPO - moc
"muzyczna" w impulsie - oznacza ona najczęściej , że przez
jakiś drobny ułamek sekundy przez układ sprzętu da się przepuścić
impuls prądowy o mocy xxxx. - jednak absolutnie nie oznacza to, że z
tego impulsu powstanie jakikolwiek użyteczny efekt muzyczny... Oczywiście
jest tak, że zazwyczaj np. większa moc (ale przynajmniej wg norm DIN,
lub RMS) rzeczywiście lepiej świadczy o wzmacniaczu czy kolumnach, ale
od tego jednego parametru jeszcze jest daleka droga do decyzji o
sensownym zakupie. Ze wszystkich liczbowych norm poleciłbym zwrócić
uwagę na poziom zniekształceń nieliniowych (jeśli jest on podawany)
- ta dana chyba najlepiej oddaje jakość sprzętu.
Trzeba pamiętać, że odtwarzanie muzyki przez sprzęt audio zależy od
bardzo wielu elementów niemierzalnych, lub trudno mierzalnych - różne
typy zniekształceń, zdolność do nagłych zmian dynamicznych, odporność
na przesterowania itp.
6. Zasada kolejna: kolumny!
Dobre kolumny zrównują dźwięk z kupionej w supermarkecie
standardowej wieży za 1000 zł, ze sprzętem za 2500 zł. Oczywiście
nie tylko one są ważne, ale są wyjątkowo ważne. Właściwie
wszystkim kupującym standardowe zestawy wieżowe polecałbym wymianę
kolumn na lepsze, kupione oddzielnie. Zaraz po zakupie! Zazwyczaj
kolumny dostarczane do wieżowego sprzętu audio są najsłabszym
elementem zestawu. Podobnie jest ze słuchawkami, jakie kupujemy razem z
odtwarzaczami przenośnymi. Kto nie spróbuje - nie uwierzy jak duża to
jest różnica!
7. Kabelki też są ważne. Kiedyś łączono ze sobą
elementy zestawu byle jakimi kabelkami (ważne było, aby przewodziły
prąd). Tymczasem okazuje się, że właściwości kabla łączącego
wzmacniacz z kolumnami, czy też tzw. interkonecty (tak nazywane są kable łączące
odtwarzacz ze wzmacniaczem) mają kolosalne znaczenie. Kto nie wierzy,
niech sprawdzi! Ja sprawdziłem (a też na początku nie dowierzałem!)
i teraz po prostu WIEM, że to jest racja. Domyślam się, że część
osób, która nie sprawdziła, jeszcze cały czas "wie lepiej"
(że to niby efekt jeśli jest, to minimalny, albo że tylko dla bardzo
wyrobionych słuchaczy itp...).
I pewnie będzie tak "wiedziała" do czasu... pierwszego
zapoznania się z tym problemem w praktyce, czyli za pomocą odsłuchu -
jeśli wezmą raz byle jakie kable głośnikowe, a potem dobre
kable. No chyba, że już całkiem im słoń na ucho nadepnął...
8. I jeszcze jeden problem: Czy bajery są ważne?
Rasowy audiofil powie, że jego interesuje wyłącznie jakość dźwięku,
a te wszystkie migające lampki, superpiloty, przyciski, wyświetlacze
to tylko "pic" - on nimi gardzi, on jest wyższy ponad takie głupoty.
Oczywiście jest to rzecz gustu, i chyba dźwięk to rzeczywiście
podstawa, jednak bardzo ortodoksyjne audiofilskie podejście wydaje mi
się być nieco przesadzone. Osobiście cenię sobie niektóre dodatki i
funkcje dodatkowe sprzętu, ważny też wydaje się wygląd. Np. bardzo
użyteczna wydaje mi się funkcja programowania czasu wyłączenia sprzętu
(lubię słuchać muzyki przed snem), a wygodny pilot to też miła
sprawa. Jednym z głównych powodów dla którego posiadam sprzęt, jaki
mam (amplituner ONKYO), był fakt obsługi przez niego źródeł
cyfrowych (bywa podłączony do komputera dysponującego wyjściem
cyfrowym audio), co w audiofilskich modelach było do tej pory rzadkością.
Co prawda jest pewna regułą, że "bardzo audiofilskie"
modele są spartańsko wyposażone i brak jest tam wielu "bajerów"
(ma to jakoby związek z koniecznością pozbywania się zakłóceń od
niepotrzebnych elementów). Najbardziej wyrafinowane modele nie mają
nie tylko regulatorów barwy tonów (wysokich i niskich), ale są często
pozbawione pilota i wyświetlacza. Jak dla mnie to przesada, bo nie
jestem aż tak wyczulony na idealną reprodukcję dźwięku; tym
bardziej, że na tym poziomie istotniejsze staje się już to, że pokój
mam takiej wielkości, jaką zaprojektowano dla mrówkowców, akustyka
otoczenia jest - jaka jest, a ścian nie zamierzam wykładać gąbką i
styropianem (dla poprawienia warunków pogłosu w pomieszczeniu), bo
spowoduje to konflikt z moją ślubną... 9. Wygląd.
Dla audiofila bardzo rasowego - sprawa drugorzędna (choć też nie dla
każdego!). On się będzie skupiał na niuansach samego dźwięku. Ale
już dla słuchacza mniej ortodoksyjnego - jednak wygląd się liczy. W
końcu nie to chodzi, żeby postawić sobie w pokoju brzydactwo i zasłaniać
je później płytą z dykty... Dźwięk to nie wszystko - przynajmniej
dla mnie. Ja się tam lubię nawet pozachwycać eleganckim "dizajnem".
Z resztą, choć nie wszyscy audiofile to snobi, ale taka snobistyczna
żyłka w każdym po troszeczku siedzi, a głupio jest za każdym razem
się tłumaczyć: "wiesz, no ten mój sprzęt - brzydko wygląda,
ale to tak specjalnie..., żeby było bo po audiofilsku i posłuchaj
jak pięknie gra!".
10. Kupowanie dobrego sprzętu audio - to sztuka!
Właściwie, to kiedyś doszedłem do wniosku, że powinny być
organizowane... kursy kupowania takiego sprzętu. Tak! Przynajmniej
kilkunastogodzinne - z "degustacją" różnego typu muzyki
odtwarzanej w różnych warunkach, na różnych zestawach. Z dodatkowymi
komentarzami, zwróceniem uwagi na szczegóły, dobraniem właściwych
nagrań. Bo pełną satysfakcję z zakupu da się osiągnąć dopiero po
idealnym zgraniu wszystkich elementów: upodobań słuchacza, typu
muzyki, właściwości kolumn, właściwości wzmacniacza, właściwości
odtwarzacza, pomieszczenia odsłuchowego, a na koniec akceptowalnej
ceny. Wiele się można nauczyć na ten temat z lektury czasopism - np.
"Audio", "Hi-fi", czy ich zachodnich odpowiedników.
Stosunkowo mniej użyteczne są katalogi producentów, ale też da się
z nich wycisnąć nieco uzupełniającej wiedzy.
Kopalnią wiedzy na temat jest jednak Internet. Są całe listy
dyskusyjne zajmujące się różnymi modelami sprzętu audio, można
wyszukać niepublikowane dane, katalogi itd. Polecam!
|