Nowsze moje przemyślenia znajdują się w innym pliku.
Do tego, aby móc myśleć o sobie źle trzeba sporej siły ducha- bo nie ma sensu katować się zbytnio myślami
negatywnymi, gdy ich efektem jest wyłącznie wewnętrzna destrukcja.
Jednak im bardziej potrafimy odejść od natrętnej potrzeby pozytywnego
(ale także od "obowiązku" negatywnego!) oceniania siebie,
tym większą mamy szansę, na ujrzenie siebie takimi, jacy naprawdę
jesteśmy. A gdy już wiele o sobie zrozumiemy, wtedy też i wiele będziemy
mogli udoskonalić. Jednak dopóki nasze uczucia, broniąc się,
"hałasują" niemożliwie przy każdej sugestii, że coś w
nas jest złe, dopóty będziemy błądzić w ciemnościach, nie wiedząc
jak to z nami jest naprawdę... |
Są takie obszary w przestrzeni ludzkiego bytowania, które są niewrażliwe na fakt posiadania władzy, albo pieniędzyTymi obszarami są Prawda i Miłość (ta napisana przez duże "M"). Wiem, że to brzmi jak kolejne bajanie nawiedzonych idealistów, ale dla mnie jest to pewna rzeczywistość, a właściwie logika istnienia. W sumie, jeśli chodzi o Prawdę, to wydaje się nawet, że to stwierdzenie, to banał - w końcu przecież za żadne pieniądze nie da się spowodować, żeby 2+2 zaczęło się równać np. 7. Jednak obserwując ludzi, zauważam ciągle, że w psychice naszego gatunku leży jakieś wrodzone przeświadczenie, że np. jak się innych zmusi do mówienia dobrze o kimś, to będzie to oznaczać, że ów ktoś jest rzeczywiście dobry. Jako przykład podam pewne moje stare rozgrywki w szachy z kolegą -
graliśmy tylko we dwoje, nikt się do naszej gry nie wtrącał i w związku
z tym powinno wydawać się oczywiste, że oszukanie w jakikolwiek sposób
nic nikomu nie da. Bo niby co miałoby dać? - o pieniądze nie graliśmy,
o prestiż przed kimkolwiek - też nie. W podobny sposób zapewne tyrani zmuszający ludzi do niezasłużonych
hołdów wierzą, że te wymuszone hołdy rzeczywiście świadczą
na ich korzyść - gdzieś w zakamarkach umysłu siedzi w nas
przekonanie, że jeśli wymusiliśmy na kimś słowa hołdu i akceptacji
dla nas, to staliśmy się godni tego hołdu i akceptacji. Jednym słowem
- w naszym umyśle, jest jakaś tendencja do zwalczania prawdy za pomocą
przemocy i oszustw, jest wiara, że tak spreparowana "Prawda"
dalej jest Prawdą. Podobne jest z miłością - wiele osób sądzi, że pieniędzmi można kupić miłość - i pewnie częściowo tak, jeśli za miłość uznamy fakt pewnej zależności, czasem podziwu, czy jakichś tam form wyrachowanej lojalności. Jednak taka miłość nie dotyka nawet tej miłości przez duże "M" - miłości opartej o wolny, uczciwy wybór. Wolny i uczciwy u mnie oznacza po prostu, że przesłankami do niego jest to co od człowieka kochanego bezpośrednio pochodzi, a nie jest wtrętem zewnętrznym. Chodzi mi więc o miłość która wynika z tego, że ktoś czuje, że rzeczywiście jest mu z tą drugą osobą dobrze (z "osobą", czyli w większości niezależnie od tego w jakim domu i samochodzie, z jakimi znajomymi i z jakim prestiżem), że podziwia ona i szanuje cechy osoby, a nie faktu, że ma fajnych, wysoko postawionych przyjaciół, że pragnie z osobą przebywać, a nie przede wszystkim z warunkami zewnętrznymi jakie ona stwarza. A w końcu nawet jeżeli uda się nam kogoś sprytnie zwieść, tak że będzie on myślał, że jakieś miłe, interesujące, budujące wrażenia zawdzięcza nam, którzy sprytnie sobie owe zasługi przywłaszczyliśmy, to i tak będzie gryzł nas robak wątpliwości. Gdzieś w zakamarkach świadomości pozostanie myśl, że ów oszukany nas nie kocha, bo w końcu nie miał szansy podjąć uczciwej decyzji o tej miłości. Tak więc miłość oszukana, wymuszona, wyłudzona nie jest według mnie miłością prawdziwą. |
Triumf porażki i porażka triumfuW „zwykłym” ludzkim świecie oczywiste jest co jest porażką, a co triumfem: nieprzyjaciele upokorzeni – triumf; ja niedoceniony, zapomniany, znieważony – porażka.Tymczasem gdzieś w głębi zrozumienia sprawa nie jest tak oczywista. Zacznijmy od porażki – jeśli aktualnie nikt mnie nie ceni, otoczenie ma za nic moje potrzeby i zdanie, a ja sam cierpię biedę – czy to już jest porażka? Otóż dla mnie nie! – to byłaby porażka, gdybym uznał, że negatywna ocena innych ludzi ma decydujące znaczenie wobec tego KIM jestem. Jeśli mimo tych przeciwności, czuję, że prawda jest po mojej stronie i akceptuję niezrozumienie jako normalny objaw niewiedzy ludzi, to nie jestem w stanie porażki. Owszem, czuję się niedoceniony, ale bardziej jest to problem tych ludzi, którzy nie są w stanie zobaczyć prawdy, niż mój, skoro w rzeczywistości jestem w porządku. Mało tego – gdybym w tym stanie niedocenienia bardzo pragnął akceptacji ludzi, to stawiałbym pod znakiem zapytania wartość mojej prawdy – bo w końcu o co tu tak naprawdę chodzi: o PRAWDĘ, czy o uznanie? – jeśli o uznanie, tzn. że moja prawda jest słaba i muszę ją „podpierać” uznaniem. Dlatego dla mnie, porażka którą potrafię znosić z godnością jest WIELKIM SUKCESEM, nawet większym niż sukces uznania przez ludzi. |
|||||||||||||||||||||||||||||
A jeśli chodzi o sam sukces? – czy sukces uznania przez ludzi jest prawdziwym „sukcesem prawdy”? – może być, ale nie musi. Bo jeżeli dążyłem do uznania dla niego samego, to postawiłem po znakiem zapytania to co jest PRAWDĄ NIEZALEŻNĄ OD CZYJEGOKOLWIEK WIDZIMISIĘ. Oznaczałoby to, że tak naprawdę wątpię w tę niezależną prawdę i chcę się zadowolić jej namiastką, ochłapem rzuconym mi przez niezorientowane otoczenie. Jeśli tak, mój sukces wśród ludzi jest porażką prawdy. Jednak nie zawsze tak być musi – jeśli moja świadomość prawdy nie zmieniła się z powodu uznania przez ludzi, to oznacza, że prawda ta NIE BYŁA NA SPRZEDAŻ NA TARGOWISKU PRÓŻNOŚCI. Czyli sukces wewnętrzny, duchowy jest (może czasami przypadkowo) powiązany z sukcesem uznania przez ludzi. środa, 27 lutego 2002 | |||||||||||||||||||||||||||||
Dobro i zło są na pierwszy rzut oka prawie nie do rozróżnieniaJedno i drugie operuje radością, i smutkiem, bólem, i wytchnieniem, spełnieniem pragnień, i ich zaprzeczeniem. Tak człowiek dobry jak i zły mają swoje troski, radości, swój trud, odpoczynek i satysfakcję. Nawet wydawałoby się doskonały sposób na ich rozróżnienie jakim jest słynne 10 przykazań zawodzi, bo są źli ludzie, gnębiący w wyrafinowany sposób otoczenie przez godziny, dni i lata, wcale nie kradnąc i nie zabijając. Można być okrutnym tyranem: |
|||||||||||||||||||||||||||||
I nie da się wymyślić żadnych drobiazgowych przykazań, które uchronią nas przed natarczywością zła pod pozorem dobra. Nie ma sensu tworzenie przykazań w stylu: „nie będziesz patrzał niechętnie, na bliźniego swego gdy sobie na to nie zasłużył i nie będziesz znacząco chrząkał, żeby mu dokuczyć...”. Bo tak naprawdę „drzewo poznacie po owocach”. Dobro i zło w takim samym stopniu jak z samych uczynków, wynikają z ich struktury:
Sprawę komplikuje fakt, że bardzo rzadko wiadomo z góry
jakie będą efekty naszego działania – dlatego dobro jest związane
z czujnością na każdym etapie – czasami trzeba być upartym,
mimo, że inni nie widzą w naszym działaniu sensu, ale czasami trzeba
zrezygnować z celu realizowanego przez lata, gdy okazuje się, że źle
oceniliśmy sytuację. Istotą dobra jest nie tyle spełnianie prostych
reguł, co nieustanna TWÓRCZOŚĆ w budowaniu pokoju,
zrozumienia, przebaczenia i w przekraczaniu słabości. |
|||||||||||||||||||||||||||||
Niektórzy myślą, że istotą etyki i wychowania jest posłuszeństwo. Ale to nieprawda. Istotą etycznego postępowania jest wdrażanie do dobrego postępowania wynikającego z WYBORU – WOLNEGO i ŚWIADOMEGO!Dlatego wychowywanie dzieci oparte przede wszystkim na posłuszeństwie, to w istocie „przeczekiwanie” okresu trudności i chyba liczenie na to, że dzieci (małe czy duże...) nigdy nie dorosną i nigdy nie będą podejmować prawdziwych decyzji - to tworzenie osobników nieodpowiedzialnych i niedostosowanych do samodzielnego tworzenia dobra. Jednocześnie jest to wzięcie na siebie odpowiedzialności za czyny tych dorosłych (tylko metrykalnie, bo duchowo ciągle dziecięcych) już dzieci w sytuacjach, gdy będą one dokonane pod wpływem czynników zewnętrznych – osób, instytucji, grup społecznych. A te osoby czy instytucje dość często będą chciały wykorzystać ową skłonność do posłuszeństwa i brak umiejętności własnej oceny sytuacji naszych „pociech”. wtorek, 22 stycznia 2002 |
|||||||||||||||||||||||||||||
O świadomości przyjęcia i odrzuceniaŚwiadomemu i wolnemu przyjęciu czegoś (czyli gdy to zrozumiem i przemyślę) bliżej jest do świadomego i wolnego odrzucenia (gdy też daną rzecz przemyślałem, ale ostatecznie z jakiegoś powodu uznałem, że to nie to), niż deklaratywnego zaakceptowania nie opartego na rzetelnej wiedzy i zrozumieniu (a więc sytuacji, gdy tylko mówię "przyjmuję", ale tak naprawdę nie wiem o co chodzi).Jest tak, ponieważ dokonywanie wyborów (w pełnym sensie tego słowa) opiera się na ważeniu argumentów - często jeden z nich przeważa, ale nawet po odrzuceniu jakiegoś twierdzenia zawsze zostaje w świadomości część argumentów za odrzucaną sprawą. Człowiek nieświadomy swojego wyboru nie zna tych argumentów "za" i najczęściej w ogóle nie wie co wybrał - a raczej słowo "wybrał" nie bardzo tu pasuje. Bo jeśli ten "wybór" został dokonany dla zaspokojenia czyichś żądań, z posłuszeństwa wobec autorytetu, to lepiej jest powiedzieć, że "olał sprawę dla świętego spokoju" i UDAŁ PRZED SOBĄ, że a może jest TAK JAK ONI SOBIE CHCĄ?... Z kolei przypadek, że ktoś "wybrał" bez przemyślenia,
ale i bez nacisków z zewnętrz, tez nie jest w istocie wyborem, bo
oznacza to, że pokierował nim przypadkowy impuls, czyli też nie
"wybrał" lecz w istocie wylosował sobie wybór. |
|||||||||||||||||||||||||||||
Pochwała bałaganuTen tytuł jest trochę przesadzony, bo w istocie nie tyle chcę bałagan chwalić co usprawiedliwić. Ale wracając do rzeczy - większość ludzi piętnuje jednoznacznie bałagan jako objaw niechlujstwa, braku zorganizowania, nieefektywnej pracy. I pewno w części mają rację, bo jest wielu ludzi, którzy zamiast dobrze pracować nad określoną sprawą muszą poświęcać dużo uwagi na wyszukiwanie w otaczającym ich bałaganie potrzebnych narzędzi, informacji itp. Gdyby ci ludzie poświęcili więcej czasu na zorganizowanie swojej przestrzeni do działania, zapewne ich praca przebiegałaby szybciej i lepiej. Jednak nie tyczy się to każdej pracy! Wyjątkiem od reguły pracowania w porządku jest w bardzo wielu przypadkach praca twórcza. Oczywiście to nic nowego, skoro od dawna słyszy się o "twórczym bałaganie" czy czymś podobnie nazwanym. Ciekawsze jest jednak uświadomienie sobie dlaczego bałagan jest nieodzownym elementem twórczości. Tak właśnie! - to jest element nieodzowny (!!!), a wszystko wynika właśnie z faktu, że mamy do czynienia z twórczością! Teraz wyjaśniam dlaczego. Przykład 1: matematyk tworzy nowe pojęcie - jeszcze nie jest doprecyzowane w jego umyśle - trochę łączy mu się z przekształceniami geometrycznymi, a trochę z teorią liczb; do tego dostrzega wyraźne powiązania tej nowej myśli z teorią grup. Efekt - ów matematyk nie potrafi jeszcze zaklasyfikować swojej teorii, nie potrafi umieścić jej w "szufladce" idei, że np. to będzie nowe twierdzenie w teorii liczb... Przykład 2. Architekt ma
zaprojektować zespół parkowy. Ślęczy nad ogromną makietą
przedstawiającą rzeźbę terenu, budynki drzewa. Krzyczy do swojego
asystenta: Wydaje mi się, że te dwa przykłady wystarczającą ilustrują istotne elementy pracy twórczej i bałaganu z nią związanego, ale przede wszystkim zwracają uwagę na fakt będący istotą porządkowania: Porządkowanie oznacza dopasowywanie elementów do jakiejś JUŻ ISTNIEJĄCEJ struktury.
A jeśli jeszcze owa
struktura jeszcze nie powstała? (a właśnie stworzenie takiej
logicznej i adekwatnej do istoty problemu struktury jest bardzo często
celem pracy twórczej) I tu jednocześnie dochodzimy do kolejnego ważnego elementu pracy twórczej: Praca twórcza wymaga ogromnego zaangażowania i koncentracji. Jeśli ktoś rzeczywiście jest zaangażowany twórczo, to dodawanie ciężaru porządkowania na bieżąco stanowiska pracy bardzo często niweczy wysiłki poradzenia sobie z materią niepełnych informacji, opornych brył przedmiotów, niedostatków wyobraźni itp... Bo: Porządkowanie samo w sobie JEST PRACĄ i konkuruje o zasoby z pracą zasadniczą. Pozwolę sobie podsumować
przedstawione wyżej rozważania dotyczące porządku: I jeszcze jedna uwaga. Gdy pisałem o twórczości przedstawiałem przykłady pracy twórczej dość wysokiego lotu - matematyka (może genialnego), architekta pracującego nad dużym projektem (a więc zapewne już dobrego architekta). Jednak były to tylko przykłady, a zjawisko twórczości ma swoje znacznie mniej szumne, choć za to o wiele częstsze wydania - dziecko pracujące nad rysunkiem do szkoły (pracujące całym sobą - językiem "śledzącym" ruch pędzelka, oczami wlepionymi w namalowany bohomaz, ciałem, które całe podąża za myślą i ruchem ręki), maturzysta piszący swoje wypracowanie, czy krawcowa próbująca dopasować krój sukni do opasłych kształtów klientki. Wszyscy oni, gdyby w tych kluczowych dla swojego działania momentach zostali zmuszeni do zajmowania się porządkiem, zapewne odczuliby to jako przeszkadzanie im w robocie. W każdej sytuacji porządek, lub jego brak powinny wynikać z ekonomii wysiłku i zasobów do pracy. |
|||||||||||||||||||||||||||||
O wyrzekaniu sięWielu religijnym moralistom, szczególnie w naszym polskim kręgu
kulturowym, wydaje się, że jeżeli się mówi o potrzebie wyrzeczeń i
"bogobojnym" życiu, to nie da się powiedzieć nic co człowieka
sprowadzi do zła; nic co mu zaszkodzi. Sądzą, że 100 procentowo
pewnym, nienaruszalnym dobrem jest po prostu "wyrzekanie się"
- im więcej, i im bardziej bolesne, tym lepiej.
W końcu można wyrzec się prawie wszystkiego i można zyskać dzięki temu wielką wolność. Ale czasami jest chyba lepiej wyrzec się tej "satysfakcji wyrzekania", poczucia niezależności i wolności, aby stać się znowu dzieckiem bezradnym, proszącym i zależnym, człowiekiem, który w prawdzie umysłu i serce pragnie - i oczekuje spełnienia. Bo kto się wyrzeknie zbyt wiele, może również wyrzec się swojego człowieczeństwa. A fanatyczni moraliści? - cóż, często nie wiedzą, że mówienie rzeczy będącej w drastycznej sprzeczności z sensem tego co czują i rozumieją słuchacze, raczej stawia pod znakiem zapytania wiarygodność i przesłanie mówiącego, niż skłania do przyjęcia poglądów. Dlatego też boję się świata, w którym dokonano zbyt wielu wyrzeczeń. środa, 19 grudnia 2001 |
|||||||||||||||||||||||||||||
Umysł jest jeden – może on przyjąć, lub odrzucić zarówno dobro, jak i złoI to jest chyba największy tragizm moralny człowieka – bo
wzmocnienie umysłu może obrócić się tak we wzmocnienie mieszkającego
w nim dobra, ale także zła. Wydaje się, że (z powodu strachu przed
umocnieniem zła) nie jest rozwiązaniem osłabianie umysłu i serca człowieka
(tak to w istocie, pod hasłami „pokory” i posłuszeństwa,
postuluje część grup religijnych - posłuszeństwo z definicji jest
rezygnacją z wyboru mojego, na rzecz wyboru innych). Bo słaby duch i
umysł, choć nie wzmocni w sobie zła, to jednak o wiele łatwiej
ulegnie mylnym impulsom, a potem może się nie wydźwignąć z upadku. |
|||||||||||||||||||||||||||||
Żądanie bezwarunkowego przyjęcia rozwiązania problemu oznacza w istocie nie rozwiązanie zignorowanie tego problemu, czyli porażkę w w jego rozwiązywaniu!Paradoks? Truizm? - może i jedno i drugie. Bo jeżeli dana sytuacja
stanowi rzeczywisty problem - co oznacza, że istnieją w niej
niejasne, wątpliwe elementy, to postępowanie w poprzek tym wątpliwościom
(w stylu "powiedziano zrobić tak, a tak, więc nie mędrkować,
tylko robić!!!") to nic innego, tylko udawanie, że tych elementów
nie ma. Konsekwencje tej prawdy w odniesieniu do niektórych
ideologicznych spraw fundamentalnych dla życia są wręcz porażające!
|
|||||||||||||||||||||||||||||
Większość problemów człowiekaWiększość problemów ludzkości wynika z niechęci (może nieumiejętności) zaakceptowania pewnych prostych i oczywistych prawd. Są to prawdy typu: |
|||||||||||||||||||||||||||||
|
|||||||||||||||||||||||||||||
Moja teoria myślenia twórczegoDla potrzeb podywagowania pozwolę sobie podzielić ludzi na trzy główne poziomy pod kątem umiejętności myślenia twórczego. 1. Poziom odtwórczo - emocjonalny. Ten poziom
charakteryzuje się operowaniem wyłącznie na gołych faktach i
prostych ich konsekwencjach, oraz unikaniem głębszych ich
interpretacji.
Teoretycznie z tych faktów można wyciągnąć jakieś dalsze wnioski, lecz zdarza się to rzadko. Przykłady problemów, które zaliczam do tego poziomu:
Ten poziom można umownie określić jako poziom intelektualny południowoamerykańskich seriali telewizyjnych. 2. Poziom techniczny. Jest to poziom pozwalający na twórcze myślenie, ale tylko w odniesieniu do spraw praktycznych. Działanie na tym poziomie wymaga najczęściej pewnej wiedzy. Przykłady faktów, które zaliczam do tego poziomu:
Przykłady problemów, które zaliczam do tego poziomu:
3. Poziom strukturalny myślenia twórczego. Jest to poziom, który w istotny sposób ubogaca osobowość człowieka. Charakteryzuje się myśleniem problemowym, często abstrakcyjnym, sporą niezależnością od uczuć i umiejętnością wykorzystania wiedzy w różnych sytuacjach z pozoru ze sobą niezwiązanych. Przykłady faktów z tego poziomu:
Przykłady problemów (najczęściej są to tzw. problemy otwarte):
Poziom strukturalny jest najczęściej słabo dostępny dla osób operujących na poziomach opisywanych wyżej. Operuje on inną hierarchią pojęć, innym użyciem słów i odcieniami znaczeniowymi. Dlatego dość często widać, że ktoś nie dorastający do wymiany myśli strukturalnych nie wie "o co chodzi"... Bo tutaj słowa stają się czymś więcej niż tylko wywołaniem prostych obiektów z pamięci - one żyją, budują treść, ewoluują. Nieraz używane są aby pokazać subtelność jakiegoś zakresu znaczeniowego, nieraz wymagają silnego wczucia się się w intencje mówiącego. Na tym poziomie zatraca się granica między poezją, prozą, faktem a jego pojęciem - zamiast tego mamy żeglowanie po oceanie zrozumienia. Tu często nie ma sensu zadawanie prostych pytań "jak jest?", tylko trzeba zastanowić się np. "która z możliwych i dobrych interpretacji tego zdarzenia ukazuje korzyści krótkofalowe, która średniofalowe, a które są związane z inwestycją na długie lata?" Myślenie na tym poziomie to rozważanie wielu aspektów sprawy na raz - tu nie ma prostych zysków i strat, raczej jest świadomy wybór jednej drogi kosztem drugiej (może też dobrej?). Jest to więc z jednej strony świat piękny i bogaty w znaczenia, ale z drugiej trudny i męczący. Problemem dzisiejszych czasów jest rozwój technologii, który spycha na margines ludzi operujących na pierwszym poziomie. W zasadzie nie wiadomo komu będą oni potrzebni w sytuacji, gdy z pomocą maszyn jeden wykwalifikowany pracownik może wykonać robotę, którą kiedyś wykonywało np. 6 ludzi. Tymczasem ludzi twórczych nie rodzi się zbyt dużo. Jeśli dodamy do tego problemy złego kształcenia i wychowania, to przyszłość klasy ludzi odtwórczych widać raczej w ciemnych barwach. Ludzie z drugiego poziomu myślenia są potrzebni w gospodarce jako techniczni, a w życiu jako osoby praktyczne, a przez to wielce użyteczne. Dlatego jeszcze przez jakiś czas będą miały one pracę i dobre perspektywy. Jednak wydaje mi się, że zbliżają się czasy, gdy coraz więcej czynności skomplikowanych zostanie opanowanych przez komputery, standaryzacja i postęp technologiczny spowodują, że nie będzie potrzebna już tak bardzo wiedza techniczna i praktyczna, bo wszystko załatwią gotowe moduły i dopracowane procedury postępowania awaryjnego. Dlatego coraz trudniej będzie wybić się ponad przeciętność. I jeżeli człowiek z poziomu technicznego nie wzbije się choć trochę ponad swój zwykły styl myślenia, to prawdziwa kariera życiowa będzie dla niego zamknięta. Ludzie z trzeciego poziomu to najczęściej ludzie z wizją. Z jednej strony często odnoszą oni wielkie sukcesy, a z drugiej są szykanowani, bo są albo za mądrzy, albo niewystarczająco pokorni. Jednak trudno być pokornym, gdy na każdym kroku widzi się błędy tych, którzy chcą uchodzić za alfę i omegę. Sukces tych ludzi w największym stopniu zależy od ich inteligencji emocjonalnej i trochę od szczęścia. Jeżeli zaś aktualny rozwój świata się utrzyma, to tylko tacy ludzie będą naprawdę potrzebni - tylko oni będą w stanie ocenić złożone sytuacje, czy i podjąć właściwą decyzję. I długo komputery nie dorosną do ich poziomu, bo każdy taki człowiek to artysta swojej pracy i życia. |
|||||||||||||||||||||||||||||
Szukanie winnego jest najczęściej procedurą w wysokim stopniu destrukcyjną dla szukającego i działalności, w której uczestniczyTeoretycznie, nie powinno tak być, bo w końcu szukanie przyczyn niepowodzeń, jest niezbędne dla poprawiania błędów. Wina zaś stanowi osobowe źródło błędów. Jednak w realnym warunkach pojęcie winy u większości ludzi jest obarczone przytłaczającym narzutem emocji uniemożliwiających prawidłowe rozpoznanie sprawy. W szczególności negatywnymi konsekwencjami znalezienia winy / winnego są w większości przypadków:
Wydaje mi się, że tam gdzie potrzebne jest skuteczne działanie, pojęcie „winy” powinno zastępować się bliskim mu znaczeniowo pojęciem „przyczyny”, jeszcze lepiej "wielu przyczyn i warunków" w jakich doszło do negatywnych następstw. Do tego aby to wprowadzić w życie, trzeba jednak „dorosnąć”, trzeba mieć zespół ludzi, których łączy pewne minimum zaufania i życzliwości. Tylko gdzie taki zespół znaleźć?... czwartek, 18 października 2001 |
|||||||||||||||||||||||||||||
Pojęcia przyjmujemy do umysłu nie dzięki temu, że je usłyszymy!One znajdują swe miejsce w
umyśle, wyłącznie na drodze prób skonfrontowania naszego o
nich wyobrażenia z rzeczywistością! |
|||||||||||||||||||||||||||||
Co nieco na temat pojęcia PRAWDY.Można
wiele razy powtórzyć niezrozumiałe słowa, niezrozumiałe prawdy, a
stan umysłu pozostanie jaki był. Bo aby prawdę przyswoić,
trzeba dysponować kluczem do własnego umysłu i serca, który
powoduje, że różne jej aspekty znajdują myśleniu i uczuciach swoje
miejsce. Bez tego klucza można co najwyżej symulować przyjęcie owej
prawdy, co objawia się powtarzaniem sloganów w sytuacjach dających
pozór związku z daną prawdą. |
|||||||||||||||||||||||||||||
|
|||||||||||||||||||||||||||||
Władza i posłuszeństwoDoskonałe posłuszeństwo jest możliwe tylko w warunkach bezmyślności.Bo idealnie posłusznym da się być wyłącznie na poziomie nie wymagającym myślenia i interpretacji, a więc dla tych poleceń, które w sposób bezsporny mogą być wykonane w jeden prawidłowy sposób. Przykładem są tu polecenia typu "przesuń się w lewo", "puknij się w czoło". W sytuacji gdy w poleceniu kryje się niejasność, władzę decydowania bierze w swoje ręce wykonawca polecenia, a może on wtedy zadziałać (i tak się dość często dzieje) niezgodnie z intencją "głównego władcy" (o ile w ogóle posiadał on jakąś intencję). Jednak w ten sposób przejawia kreatywność osoby podległej, a dzięki tej kreatywności (oczywiście jeżeli nie mamy do czynienia z idiotą, lub człowiekiem złej woli) efekt końcowy jest doskonalszy. Dlatego ten kto chce z ludźmi coś naprawdę mądrze tworzyć, musi pogodzić się z myślą, że posłuszeństwo pozostanie w cieniu autonomicznego współdziałania. Mówiąc w pewnym uproszczeniu kreatywność jest przeciwieństwem posłuszeństwa. Władza jest mechanizmem mało ekonomicznym informacyjnie.Jest to mechanizm, który bardzo dużą część obiegu informacji puszcza przez jedno wąskie gardło (do ośrodka władzy), co powoduje skłonność do "zapychania się łączy", lub wymaga dodatkowej pracy związanej z odpowiednią kompresją (czy ogólnie dostosowaniem) danych, bądź utrzymywaniem dużej przepływności informacyjnej. Efektem jest marnotrawienie zasobów systemu: czasu i energii. Lepszą z punktu widzenia działania i doskonalenia układu wielu kooperujących jednostek metodą jest maksymalne zwiększenie bezpośredniej wymiany informacji pomiędzy jednostkami pozostającymi "w pobliżu" problemu, ponieważ nie generuje ono niepotrzebnego ruchu na łączach. Wtedy wymiana ta staje się szybsza, dostosowanie jednostek pełniejsze, a dodatkowo system ma większe możliwości rozwoju i adaptacji. Władza jest koniecznością przede wszystkim w sytuacjach układów skłonnych do desynchronizacji, deregulacji – np. w społeczeństwach o niskim poziomie świadomości, w układach z utrudnioną komunikacją, gdzie potrzebne jest dodatkowe ogniwo tłumacząco - dostosowujące o dużych uprawnieniach. W zasadzie można by powiedzieć, że silna władza jest oznaką słabości systemu, bo jest potrzebna tylko tam gdzie ludzie nie potrafią się sami sensownie dogadać.. poniedziałek, 11 czerwca 2001 |
|||||||||||||||||||||||||||||
Inne:Jeśli rzeczywiście uwierzysz w siebie, to na pewno dopniesz swego! - tym hasłem karmią nas amerykańscy mędrcy od sukcesu. Problem w tym, że dla wielu z nas lepiej byłoby, gdybyśmy nie spełnili swoich pragnień. I może czując to gdzieś w zakamarkach jaźni, nasza podświadomość blokuje skuteczne działanie. Dlatego kluczem do autentycznej naprawy życia jest nie tyle typowy "sukces" i osiąganie kolejnych celów finansowo - prestiżowych (często podsuwanych nam przez fachowców od marketingu, lub ogólnie tych co chcą nami kierować w różnych sprawach życiowych), co zrozumienie tego co w życiu jest naprawdę dla nas ważne. Wielkie prawdy i wielkie sprawy zazwyczaj mijamy z daleka- boimy się ich, chociaż je czcimy. Od nabożnego
szacunku dla Wielkich Rzeczy trudniejsze jest zbudowanie w sobie stałej
świadomości ich istnienia, ich zintegrowanej obecności w naszym
szczerym, wolnym Ja. Bo aby coś ważnego i wielkiego naprawdę
zamieszkało w naszym umyśle, musimy poddać je oglądowi głębszych i
w dużym stopniu wolnych pokładów naszej istoty, tych zasobów duszy,
które nie dadzą się łatwo oszukać, sterować instynktem stadnym,
czy po prostu zastraszyć. |
|||||||||||||||||||||||||||||
Kim
jestem dla siebie? Moje dzisiejsze Ja - jest wrogiem wczorajszego Ja, Moje jutrzejsze Ja będzie przeciwko dzisiejszemu Ja. - to taka filozofia totalnego rozwoju i jednocześnie chyba pewnej pogardy dla siebie i też częściowo świata wokoło. |
|||||||||||||||||||||||||||||